Jednak ogromna różnica pomiędzy Mein Kampf, a tak rozumianym shintoizmem polegała na tym, że Japończycy nigdy nie mieli planów eksterminacji jakiejkolwiek grupy etnicznej bądź rasowej. Niemiecka Ahnenerbe słynęła niejednokrotnie z fałszowania rodowodów wszystkich wybitnych ludzi czy wynalazców, żeby dowieść, że musieli mieć „aryjskie pochodzenie”. Nic takiego nie miało miejsca w Japońskiej ideologii, a tak rozumiany rasizm nie przeszkadza wyznawcom shintoizmu troszczyć się o całą ludzkość.
Owa „przebudzona rasa” miała wieść resztę ludzkości do lepszego świata bez wyzysku, kłamstw i niesprawiedliwości, a nie być „rasą panów” jak określili się Niemcy.
https://www.youtube.com/watch?v=-SoSDGpnPBU&list=PLj_ihHKp81g6bvVqlvammgoBOpDOHnioA&index=6
Toteż, mimo iż niewątpliwie jest to rasizm, korzeni tej idei przebudzenia ludzkości można się dopatrywać w buddyzmie Zen i Czystej Krainy.
Kiedy w Niemczech szalały „Ustawy Norymberskie” w Japonii czystość krwi również zaczęła być podkreślana i prawnie chroniona. Osadnicy Japońscy mieli unikać przynamniej w teorii z wchodzenia w jakiekolwiek związki lub kontakty seksualne z podbitą ludnością (w tym Chińczykami). Choć oczywiście nie powstrzymywało to gwałtów armii niezależnie od propagowanych ideałów.
Jednak, żeby pokazać, że te dwie rzeczy się nie porównują warto wspomnieć, że wybitny buddyjski filozof Deitaro Suzuki, który nigdy nie skrytykował japońskiej ideologii, poślubił amerykankę Beatrice Erskine Lane jeszcze przed nastaniem „japońskiego faszyzmu” i nie dotknęły ich żadne prześladowania, jakie spotykały na przykład Niemców z żydowskimi żonami. W Japonii w przeciwieństwie do Niemiec również nigdy nie miało miejsca emigracja antyfaszystowska, której obecność w Rzeszy dziś często podkreślają Niemcy. Sam Suzuki, jako buddysta sprzeciwiał się japońskim zbrodniom, ale ideę Nihonjiron popierał.