Co najmniej 52 osoby zginęły, a 167 zostało rannych w Sanie w ataku na kompleks ministerstwa obrony Jemenu - podały władze tego kraju. Wśród zabitych są dwaj Niemcy i krewny prezydenta kraju.
Wcześniejsze doniesienia mówiły o śmierci 40 osób. Wśród ofiar jest personel medyczny szpitala, a także pacjenci. Nie wiadomo, ilu zginęło wojskowych i napastników.
Śmierć dwóch obywateli Niemiec potwierdził minister spraw zagranicznych tego kraju Guido Westerwelle. Wyraził żal z powodu śmierci dwóch Niemców i Jemeńczyka, którzy pracowali w organizacji pomocowej związanej z rządem Niemiec.
Jemeński resort obrony poinformował, że wśród ofiar jest też osoba spokrewniona z prezydentem kraju Abd ar-Rab Mansurem al-Hadim, która odwiedzała kogoś w szpitalu, kiedy doszło do ataku.
Według relacji świadków na terenie kompleksu doszło do samobójczego zamachu; zamachowiec staranował samochodem bramę. Następnie zaatakowali niezidentyfikowani sprawcy z bronią palną.
Napastnicy byli przebrani w mundury wojsk jemeńskich. Nie ma na razie informacji, kto stoi za zamachem. Podejrzenia padają na bojowników powiązanych z Al-Kaidą, która w Jemenie ma bardzo aktywną komórkę.
Po ataku ministerstwo obrony opublikowało krótkie oświadczenie, w którym podkreślono, że większość napastników zginęła. Nie podano jednak dokładnej liczby. Lokalne władze zaapelowały do mieszkańców Jemenu o oddawanie krwi dla rannych.
Z informacji świadków wynika, że budynek szpitala wojskowego został mocno uszkodzony i że na miejscu zajścia wybuchł pożar.
Jemen jest jednym z najuboższych państw arabskich i przyczółkiem AQAP - organizacji od kilku lat uważanej przez Stany Zjednoczone za najbardziej niebezpieczny odłam Al-Kaidy. USA atakują terrorystów AQAP ukrywających się na pustyniach i w trudno dostępnych górach Jemenu, używając samolotów bezzałogowych.
Jemen stanowi ważny punkt transportu ropy naftowej z Arabii Saudyjskiej, która jest największym producentem tego surowca na świecie.