Francuska skrajna prawica oraz część wojskowych i policjantów ostro krytykuje prezydenta Emmanuela Macrona oraz jego administrację. Establishmentowi wytykają poddaństwo wobec UE i NATO. Obwiniają go też o dopuszczenie do islamizacji kraju i odejście od tradycyjnych wartości, których ucieleśnieniem ma być według nich Władimir Putin.
– Myliliśmy się, integrując się z dowództwem NATO – stwierdziła w tym tygodniu szefowa skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen, najpoważniejsza rywalka Macrona w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.
– Francja doświadcza napięć z kilkoma partnerami międzynarodowymi, co jest konsekwencją naszego podporządkowania dyplomatycznego UE – stwierdziła liderka skrajnej prawicy. Dodała, że „tak duży kraj musi mieć własną dyplomację”. I Le Pen zapewnia, że „zrównoważy” stosunki Francji z USA i Rosją oraz ustanowi w obu przypadkach „stosunki suwerenne”.
Le Pen szuka zbliżenia z Rosją
Le Pen oraz inni członkowie jej partii od lat opowiadają się za zbliżeniem z Rosją, podobnie jak część polityków konserwatywnych republikanów czy wpływowych prawicowych publicystów. Nie dziwi zatem, że i tym razem polityk skrajnej prawicy uderzyła w tony prorosyjskie.
- Nie uważam, że istnieje dziś dobry powód, aby utrzymać sankcje wobec Rosji, których byliśmy pierwszą ofiarą, a Rosja pierwszym beneficjentem, zwłaszcza jeśli chodzi o rolnictwo. Możemy znieść te sankcje, które przyniosły skutki odwrotne od tych, na które liczyliśmy, i przywrócić normalne stosunki – stwierdziła. Przy okazji bardzo ostrożnie odniosła się do kwestii porwanego w niedzielę przez władze białoruskie samolotu linii Ryanair oraz aresztowania Ramana Pratasiewicza.
Wprawdzie samo zmuszenie załogi do lądowania Le Pen potępiła, ale już pytana o uwolnienie opozycjonisty stwierdziła, że nie zna dokumentów w sprawie. „Jeśli nie ma się czego wstydzić poza poglądami politycznymi, to oczywiście powinien zostać zwolniony” – stwierdziła wymijająco Le Pen.