Niby bronią demokracji, ale nie zdołali zadbać o swoje bezpieczeństwo. Grupa aktywistów koczujących od kilkuset dni w szałasach niedaleko Sejmu, nie przeżyłaby pożaru gdyby nie czujność stołecznych policjatów. Jak poinformował rzecznik KSP nadkom. Sylwester Marczak ogień zauważył przechodzący opodal patrol.
Do zdarzenia doszło około godz. 2 w nocy. "Funkcjonariusze obudzili i wyprowadzili z namiotów trzy osoby. Nikt nie doznał obrażeń", powiedział mundurowy.
Paliło się pięć z siedmiu namiotów. Jak udało się nieoficjalnie ustalić, w namiotach służby znalazły 11 butli z gazem.
Do bardzo niebezpiecznego zdarzenia doszło pod sejmem. Policjanci pełniący nocną służbę zaobserwowali ogień w namiocie, w tym samym czasie otrzymaliśmy również zgłoszenie z WCPR. Funkcjonariusze wybudzili trzech mężczyzn, a następnie wyprowadzili ich w bezpieczne miejsce. pic.twitter.com/wWSxT0DVUp
— Policja Warszawa (@Policja_KSP) June 11, 2022
Namiotowe miasteczko, skupiające protestujących przeciwko rządom PiS, stoi naprzeciwko gmachu Sejmu na skwerze imienia François Mitterranda.
Jak piszą organizatorzy na Facebooku, jest to "jedyne w Polsce miejsce, gdzie non stop 24 godziny na dobę, 365 dni w roku" broniona jest demokracja, konstytucja i prawa człowieka.