Ludzie Tuska zapomnieli, co mówili o Trumpie? Szejnfeld z PO radził, by "wlec go w kajdankach"
Polskie społeczeństwo z wielkim niepokojem przygląda się przedstawicielom rządu 13 grudnia i ich politycznym poplecznikom. Powód jest jeden, za to bardzo istotny. Donald Tusk i jego otoczenie zaczęli tracić pamięć.
Po wyborze Donalda Trumpa na 47. Prezydenta Stanów Zjednoczonych w obozie Koalicji Obywatelskiej zaczęła się spora panika. Plany były przecież wspaniałe - uśmiechnięta Kamala Harris miała pobłogosławić poczynania rządu Tuska, a samego premiera pogłaskać po głowie, tymczasem przegrała w żenującym stylu z kandydatem Republikanów.
A Donald Trump, znany ze swych konserwatywnych poglądów, nie był nigdy ulubieńcem "uśmiechniętej koalicji". Co więcej, przez długi czas był oczerniany i wyszydzany w mediach, wręcz stał się symbolem zła dla politycznych elit zaprzyjaźnionych z Tuskiem.
Gdy okazało się, że to jednak Trump przez najbliższe lata będzie głównym aktorem na scenie światowej polityki, ludzie Tuska zaczęli się wić jak węgorze. Wypierać swoich stwierdzeń, zasłaniać niepamięcią czy złą interpretacją wypowiedzi. Przykład dał sam Tusk, który wyparł się swojego publicznego zarzutu, że Trump od lat jest powiązany z sowieckimi służbami specjalnymi. I stwierdził to bez mrugnięcia okiem, jakby sam wierzył w to kłamstwo.
Na szczęście w sieci nic nie ginie. Internauta Zygfryd Czaban przypomina więc sporo antytrumpowskich wypowiedzi ludzi z obozu władzy w Polsce. Większość z nich nacechowana jest mocną pogardą, bo przecież to typowy styl tych ludzi w odniesieniu do przeciwników politycznych. Ciekawe jest jednak to, czy w przypadku ewentualnego spotkania z Donaldem Trumpem, będą na tyle bezczelni by spojrzeć mu w twarz i podać rękę, czy zachowując odrobinę honoru wykręcą się idąc na przykład na L4.
Źródło: x.com