Dziś odbył się pogrzeb Machalicy. Aktora wspomina jego przyjaciel Jan Wołek

Artykuł
Pożegnalna msza święta została odprawiona w piątek w Kościele Środowisk Twórczych na Pl. Teatralnym w Warszawie. Urna została przewieziona do Częstochowy
twitter/@adam_lubanski

- Piotruś był gigantem. Był człowiekiem intensywnym, bardzo gęstym - mówił o zmarłym Piotrze Machalicy malarz, poeta, pisarz jeden z jego najbliższych przyjaciół Jan Wołek. Zaznaczył, że w serce Machalicy "nie miało umiejętności wzruszenia ramionami, nie wytworzyło chityny obojętności".

Piotr Machalica zmarł w poniedziałek 14 grudnia. Aktor miał 65 lat. Pożegnalna msza święta została odprawiona w piątek w Kościele Środowisk Twórczych na Pl. Teatralnym w Warszawie. Urna została przewieziona do Częstochowy, gdzie w sobotę Piotr Machalica zostanie pochowany w grobie rodzinnym.

- Nie chcę mówić o jego sztuce, jestem na to za mały. O gigantach się nie mówi, recenzować można tych, co wchodzą w arkana zawodu, ale nie o Piotrusiu. To byłoby nietaktem, bo Piotruś był gigantem. Piotruś był gigantem. Mogę powiedzieć o nim, jako o człowieku. Jestem tylko rok starszy od niego, a jesteśmy z tego samego pokolenia. Przyszło nam zaczynać i żyć wówczas w kraju, gdzieś na rubieżach nadziei. W sytuacji, kiedy jeśli się nie stworzyło w sobie świata takiego, o jakim marzymy, to nie znaleźliśmy tego świata, bo za oknem był inny, więc Piotruś i wielu z nas budowało sobie ten świat tak, jak umieliśmy - powiedział Wołek.

- Było nas trochę i jest jeszcze trochę takich intensywnych ludzi, tylko problem Piotrusia polegał na tym, że obok tej niebywałej intensywności w nim było jeszcze coś - ta cholerna nadwrażliwość, która w zestawieniu z tą intensywnością powodowała mieszankę wybuchową, naprawdę trudną do opanowania, często prowadzącą do granic wręcz samounicestwienia. Skąd to się brało? Nie wiem. Wiem jedno, że jego serce robiło na trzy zmiany i jako pompka o czym wiemy, i jako czujnik wrażliwości, nieprawdopodobny czujnik wrażliwości. To wszystko powodowało, że Piotrek się spalał - mówił.

- Jesteśmy dorośli. Wiemy, że rzeki się nie zatrzymają, że nie zmienią biegu. Wiemy, że nie będzie trzęsienia ziemi, ani pasma zaćmień słońca. Wiemy, że z czasem nasz ból, stanie się ciepłą pamięcią, która złapie tego Piotrusia gdzieś za nogawkę i przytrzyma go wśród nas tak długo, jak się da, jak pamięć nas nie opuści. Tylko coraz częściej będziemy się oglądali ku przeszłości, która nigdzie się nie spieszy i która ma nam do zaproponowania prawdę, a nie jakiś wielki znak zapytania tak, jak przyszłość. I pogłębi się nasze westchnienie i będzie częstsze i coraz częściej będziemy widzieli wokół siebie te straszne dziury, które zostają po przyjaciołach, którzy odeszli. I tę wielką, wielką przepaść po Piotrusiu - podkreślił Wołek.

- Mam nadzieję, że któregoś dnia, przekraczając niebieską wstążeczkę i wkraczając w ten błękit spotkam tam Piotrka, który wyjdzie na przeciw z tym swoim chłopięcym, niesamowitym uśmieszkiem - powiedział bardzo wzruszony Wołek.



Źródło: twitter/@prezydentpl

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy