– Ruchy separatystyczne na wschodzie Ukrainy postępują. Zwykli lokalni mieszkańcy są w szachu. Kijów musi znaleźć dla nich rozwiązanie, inaczej ich straci – mówiła w relacji dla Telewizji Republika Agnieszka Osiecka z Fundacji "Otwarty Dialog".
– Widać, że ci, którzy organizują manisfestacje i ruchy separatystczne w największych miastach wschodu Ukrainy, w ogóle z nich nie pochodzą – tłumaczyła Osiecka.
Nawiązała do sytuacji z Charkowa, gdzie aktywiści prorosyjscy domagali się rozmowy z merem miasta. Jednak zamiast udać się pod budynek ratusza, zebrali się pod operą.
– Ludzie ci są ciągle pod wpływem narkotyków i alkoholu, to na własne oczy widzieli bezpośredni obserwatorzy. Ponadto są sowicie opłacani za swoje prowokacje – mówiła dalej Osiecka.
Jej zdaniem w te prowokacje w sposób bezpośreni zaangażowane są rosyjskie służby. – Potem wszystko zwala się na Prawy Sektor – dodała.
Pytana o Donieck, Osiecka tłumaczyła: "Miasto to uważa się za autonomiczne. Przewaga separatystów prorosyjskich nad aktywistami proukraińskimi jest znaczna".
Skomentowała również nasilenie starć między separatystami a uczestnikami Euromajdanu w Odessie. – W końcu Ukraińcy uznali, że trzeba sprawy wziąć w swoje ręce. Wyciągają wnioski z aneksji Krymu. Nie zamierzają siedzieć cicho – wyjaśniła.