Szef MEiN o uchodźcach: Musimy otoczyć ich opieką na najwyższym poziomie
Nie obawiam się, że Rada ds. Edukacji Uchodźców skończy tak, jak ta medyczna - powiedział szef MEiN Przemysław Czarnek. Do rady powołuję tych, do których mam absolutne, stuprocentowe zaufanie - dodał minister. Wymienił m.in. nazwiska prof. Ryszarda Legutki, Anny Zalewskiej i prof. Michała Seweryńskiego.
Wywiad z ministrem Edukacji i Nauki Przemysławem Czarnkiem przeprowadziła Polska Agencja Prasowa:
PAP: Ilu uczniów z Ukrainy – tych nowych, z uchodźctwa – zgłosiło się już do szkół? Ciekawa też jestem, jaki jest poziom krytyczny naszego systemu oświaty, powyżej którego nie będziemy już w stanie zaopiekować się tymi dziećmi.
Szef MEiN Przemysław Czarnek: Na bieżąco monitorujemy sytuację. We wtorek zapisanych do polskich szkół było ponad 6 tys. ukraińskich uczniów, we środę – 11,5 tys. osób, w czwartek ponad 17,6 tys., a dziś mamy blisko 24 tys. uczniów. Szacujemy, że to około 3,5 proc. wszystkich dzieci, które przybyły w ostatnich dniach do Polski uciekając przed wojną. Proces przyjmowania ukraińskich uczniów trwa. Celowo go nie przyśpieszamy, gdyż mamy pełną świadomość tego, że dzieci przekraczające naszą granicę, uciekające przed bombami, dzieci, które zostawiły w ojczyźnie swojego tatę, dom, przyjaciół, muszą najpierw odetchnąć, odpocząć, pozbyć się traumy. Czekamy na nich w szkołach, kiedy będą już na to gotowe. Mamy dla nich miejsce. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że przez ostatnie 15 lat ubyło z polskiego systemu oświaty 1,5 mln dzieci. W moim przekonaniu sprawą najważniejszą nie jest jednak liczba tych dzieci, co tempo ich przyjmowania do szkół, a zwłaszcza sposób przyjmowania.
PAP: Z materiałów przysyłanych przez moich kolegów z różnych stron kraju wynika, że idzie to bardzo sprawnie. Nauczyciele, samorządowcy, wolontariusze – wszyscy bardzo się przejęli i dają z siebie wszystko.
P.C.: To prawda, doceniam to bardzo. Chciałbym jednak przypomnieć, że władze samorządowe, podobnie jak rządowe, to są władze państwa polskiego. Samorząd to część państwa polskiego ze swoimi konstytucyjnymi i ustawowymi zadaniami, a nie prywatny, autonomiczny region – tak to zostało u nas zorganizowane ustrojowo. Niemniej jednak ma pani rację – samorządowcy, nauczyciele, przedstawiciele NGO-sów, ale także zwyczajni ludzie bardzo się przejęli obecną sytuacją, w pozytywnym sensie tego słowa. Ważne jest jednak także odpowiedzialne podejście do tego zagadnienia – i ja je obserwuję - apelując jednocześnie o konsekwencję. Musimy tak zorganizować system, a w zasadzie podsystem oświaty dla ukraińskich dzieci, aby z jednej strony otoczyć je opieką na najwyższym poziomie, w miarę naszych możliwości, a z drugiej – aby nie zakłócać funkcjonowania systemu oświaty, w którym uczy się blisko 5 mln polskich dzieci. One realizują podstawę programową, przygotowują się do klasówek, egzaminu ósmoklasisty, matury, zabiegają o promocję do następnej klasy. Wszystko musi działać bez zbędnych, dodatkowych przeszkód.
PAP: Ilu polskich nauczycieli ze znajomością języka ukraińskiego lub rosyjskiego już się zgłosiło, żeby uczyć małych uchodźców? I jak przebiega proces rekrutacji?
P.C.: Kuratorzy zebrali do tej pory informację o ponad 11 tys. polskich nauczycieli, którzy znają język ukraiński bądź rosyjski, albo jeden i drugi. Mogą być oni zatrudniani w oddziałach przygotowawczych. Czekamy na wejście w życie specustawy, która uelastyczni ten proces – pozwalając np. na przyznawanie nauczycielom (za ich zgodą) większej liczby godzin ponadwymiarowych w wymiarze wyższym niż 1/2 tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć.
PAP: Ważne jest też to, że dołączyć będą mogli nauczyciele, którzy są już na emeryturze bez obawy, że ich świadczenie zostanie uszczuplone…
P.C.: … a także ci przebywający na świadczeniach kompensacyjnych, którzy wcześniej w ogóle nie mogli podejmować zatrudnienia – przepisy uniemożliwiały im pracę, a specustawa otwiera dla nich drzwi. Nowe przepisy uelastyczniają także przyjęcie do polskich szkół nauczycieli ukraińskich spośród tych setek tysięcy uchodźców, głównie matek, które uciekły do Polski ze swoimi dziećmi. Wiele z nich ma doświadczenie w edukacji i one mogą być zatrudniane na stanowisku pomocy nauczyciela w oddziałach przygotowawczych. Chcemy też w taki sposób uelastycznić przepisy, aby móc zatrudniać nauczycieli ukraińskich w charakterze pomocy nauczyciela w naszych szkołach bez konieczności weryfikacji ich uprawnień. Takie osoby będą niezwykle potrzebne. Te rozwiązania wprowadzimy już w rozporządzeniu, do czego daje nam delegację specustawa.
PAP: W jaki sposób wyszukuje się osoby z doświadczeniem nauczycielskich wśród uchodźców? Ilu do dziś udało się zidentyfikować?
P.C.: Jeśli chodzi o pomoc nauczyciela to kwestia oświadczeń. Taka osoba deklaruje, że posiada odpowiednie doświadczenie, nie będzie dodatkowych formalności w celu weryfikacji uprawnień. Takie osoby powinny się zwracać bezpośrednio do placówek oświatowych – np. przy okazji zapisywania swoich dzieci do szkół. Natomiast jeśli chodzi o zatrudnianie ukraińskich nauczycieli, to będziemy zasady ich zatrudniania regulować w rozporządzeniu, o którym już wspomniałem. Jest jeszcze jedna grupa, licząca setki osób (a tysiące zgłoszeń są w trakcie rejestracji), o której warto wspomnieć. To wolontariusze, głównie studenci, którzy chcą pomagać, służyć tłumaczeniami z języka polskiego na ukraiński i na odwrót. Mamy dla nich na swojej stronie internetowej formularz, który – po wypełnieniu – zostanie przekazany bezpośrednio do właściwego kuratorium oświaty. Takie osoby deklarują możliwość włączenia się w pomoc edukacyjną ukraińskim dzieciom.
PAP: Nasuwa się pytanie - czy Ukraińcy wiedzą, że jest taka możliwość? Jak się państwo z nimi komunikujecie?
P.C.: Najważniejsze, żeby dyrektorzy szkół o tym wiedzieli, a wiedzą, bo są w kontakcie z kuratorami i otrzymują od nas bezpośrednio najważniejsze informacje. I są na co dzień w kontakcie z obywatelami Ukrainy, którzy przyprowadzają swoje dzieci do szkół. Dodatkowo te wszystkie informacje są też zamieszczone – oprócz strony internetowej MEiN – na naszych mediach społecznościowych. O tym wiedzą również wojewodowie, którzy organizują punkty recepcyjne – tam też są przekazywane informacje.
ZOBACZ: Okupanci zamienili Zaporoską Elektrownię Jądrową w bazę wojskową
PAP: Zapowiedział pan powstanie Rady ds. Edukacji Uchodźców, w której mają zasiadać m.in. byli ministrowie i wiceministrowie edukacji. Jakie będą zadania tej rady? Czy znany jest już jej skład personalny?
P.C.: Ta rada ma służyć mi pomocą. Kryzys uchodźczy się jeszcze nie zakończył, on trwa i spodziewamy się, że do Polski z Ukrainy przybędzie dużo więcej osób. Będziemy mieli więc do rozwiązania wiele kwestii dotyczących organizacji tego podsystemu oświaty, które wymagają specjalistycznej wiedzy. Liczę na to, że członkowie rady będą mogli włączyć się w przygotowywanie propozycji rozwiązań. Oczywiście ich funkcja będzie doradcza, gdyż decyzje będą należały do kierownictwa ministerstwa, albo władzy ustawodawczej - jeśli będzie to wymagało zmiany ustawy. A jeśli chodzi o personalia, to w radzie znajdują się m.in. panie minister Anna Zalewska, Teresa Wargocka, Mirosława Stachowiak-Różecka, a także panowie prof. Michał Seweryński, prof. Ryszard Legutko, a także prezydenci takich miast jak Stalowa Wola, Chełm czy Zamość oraz kuratorzy. Będziemy spotykać się raz w tygodniu w sposób zdalny i dyskutować na temat pojawiających się problemów oraz sposobów ich rozwiązania.
PAP: Nie obawia się pan, że z Radą ds. Edukacji Uchodźców może skończyć się jak z radą ds. COVID-19 przy premierze – a więc polityczną awanturą?
P.C.: Nie obawiam się, gdyż do rady powołuję tych, do których mam absolutne, stuprocentowe zaufanie i z którymi na bieżąco współpracuję na rozmaitych płaszczyznach edukacji i szkolnictwa wyższego. Mam też pewność, gdyż członkowie Rada pełnić będą funkcję doradczą. Dopóki rada przy panu premierze tak funkcjonowała, było dobrze. Problem zaczął się wówczas, kiedy ktoś poproszony o opinię zaczął myśleć, że opinia jest już decyzją.
PAP: Czy dobrze się domyślam, że w tej radzie nie będzie przedstawicieli opozycji?
P.C.: Ta rada ma charakter stricte merytoryczny, jest po to, żeby doradzać kierownictwu MEiN, a nie być płaszczyzną jakichkolwiek sporów politycznych. Dlatego powołuję do niej te osoby, o których wiem, że będą chciały blisko ze mną współpracować w tym zakresie i merytorycznie doradzać.
PAP: Spróbujmy zatem rozszyfrować to, czym będzie się zajmowało – jeśli chodzi o studentów z Ukrainy - Narodowe Centrum Nauki? I na czym polega program Solidarni z Ukrainą?
P.C.: Zapomniała pani o Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej, NAWA, bo to ona będzie realizowała program Solidarni z Ukrainą. Będzie się w jej ramach zajmowała tym, co od dawna robi, tyle, że w tym przypadku, będzie chodziło o młodzież ukraińską, która chce kontynuować studia w Polsce. Przez NAWA będą przechodziły dodatkowe pieniądze na stypendia dla studentów z Ukrainy, które umożliwią im start w Polsce. Natomiast Narodowe Centrum Nauki zajmie się przekazywaniem środków finansowych dla naukowców ukraińskich, którzy przybyli do Polski. Przecież oni nadal muszą prowadzić rozpoczęte czy planowane badania, trwać w naukowym świecie, rozwijać się, żeby potem móc służyć wolnej Ukrainie – po zakończeniu wojny.
PAP: To dobrze, skandalem byłoby, gdyby musieli zarabiać na życie np. nalewając paliwo na stacji benzynowej.
P.C.: Chcę tu zaznaczyć i mocno podkreślić ważną rzecz: nie jesteśmy po to, żeby przejmować ukraińskich naukowców, ale do tego, aby zatroszczyć się o ich dalszy rozwój naukowy i szczęśliwy powrót do kraju, kiedy to będzie już możliwe. Naukowcami, którzy już trafiają do Polski, zaopiekuje się także Polska Akademia Nauk, która umożliwi części z nich pracę w swoich instytutach. W innych uczelniach także znajdą taką możliwość.
PAP: A jak się ma rzecz ze studentami? Z tysiąca różnych powodów najbardziej zależy nam na tych, którzy będą w przyszłości lekarzami. Czy już wiadomo, ile takich osób – zarówno Ukraińców, jak i Polaków, którzy do niedawna pobierali naukę za naszą wschodnią granicą - znalazło się po 24. lutego w Polsce?
P.C.: W pierwszej kolejności mówmy o polskich studentach, którzy uczyli się w ukraińskich uczelniach – jako polskie państwo musimy zadbać przede wszystkim o nich. I tych studentów, którzy już zgłosili chęć kontynuowania studiów na wydziałach lekarskich czy lekarsko-stomatologicznych jest ok. 600. W czwartek w ramach spotkania z Konferencją Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych (KRAUM) uzgodniliśmy, że polscy studenci bezwarunkowo zostaną przyjęci do polskich uczelni. Dla 17 szkół tego profilu to nie jest żaden problem. W dodatku zostaną oni przyjęci na warunkach finansowych nie gorszych, niż na Ukrainie – tzn. za naukę w Polsce będą płacić tyle, ile opłacali czesnego tam, a różnicę pokryje MEiN. Poza tym, jeśli ponieśli jakieś dodatkowe wydatki – np. zapłacili już czesne za kolejny semestr – to również i te koszty zostaną przez nas pokryte. Osoby te będą przyjmowane na studia zgodnie ze swoimi kwalifikacjami i postępami w nauce, a jeśli konieczne będzie wyrównanie poziomu ich wiedzy – będzie to następowało w sposób elastyczny. Właśnie w tym celu spotkałem się w czwartek z członkami Polskiej Komisji Akredytacyjnej, żeby tę elastyczność w podejściu podpowiedzieć. Także w tym celu w specustawie wprowadziliśmy większą elastyczność w zmianie regulaminów studiów.
PAP: Ukraińskich studentów mamy już też policzonych?
P.C.: Kryzys uchodźczy trwa, nie mamy takich danych, nie wiemy ilu jeszcze studentów przybędzie. Poza tym młodzi mężczyźni zostają w swojej ojczyźnie, żeby o nią walczyć, przez granicę przechodzą głównie kobiety. Niektóre już się zgłaszają, ale powtórzę – ktoś, kto ucieka przed wojną, na drugi dzień po przekroczeniu granicy nie będzie planował swojej długoterminowej przyszłości. Natomiast my jesteśmy otwarci na pomoc, którą reguluje także wspomniana specustawa. Miejsc na polskich uniwersytetach nie brakuje, a NAWA jest przygotowana na wspieranie ukraińskich studentów, gotowi są także rektorzy. Drzwi stoją otworem – czekamy.
PAP: Jak pan widzi kwestie sanitarne w szkołach związane z przybyciem do nich dzieci z Ukrainy, gdzie kalendarz szczepień jest odmienny od naszego? A to powoduje, że wiele z nich, w przeciwieństwie do naszych dzieciaków, nie jest zaszczepionych na różne zakaźne choroby. To zaczyna być zresztą już widoczne na szpitalnych oddziałach pediatrycznych, na które trafiają mali uchodźcy.
P.C.: To jest pytanie do ministra zdrowia i do służb sanitarnych. MEiN w tym zakresie kompetencji nie ma, nie mam też zamiaru wchodzić w kompetencje ministra zdrowia. Natomiast rozmawiamy ze sobą. Służymy też, zarówno ministerstwo edukacji i nauki, jak i kuratoria w całej Polsce, koordynacją działań, które będą zlecane przez resort zdrowia bądź służby sanitarne. Jesteśmy też otwarci, podobnie jak przy akcji szczepień, na współpracę, na tworzenie systemu rejestracji, organizowania różnych działań z zakresu opieki sanitarnej, epidemiologicznej czy zdrowotnej, ale wyłącznie jako głos doradczy, a nie ci, którzy będą rozpoznawać te problemy. Natomiast ja, ze swojego doświadczenia bycia ojcem mogę powiedzieć tyle, że skoro nasze dzieci są pozaszczepiane na rozmaite choroby, to wydaje się, że to nie jest problem naszych dzieci i młodzieży, tylko obywateli Ukrainy, którzy są niezaszczepieni. I to ich trzeba będzie otoczyć medyczną opieką. Apeluję do polskich rodziców o zachowanie absolutnego spokoju w tym zakresie – nie obawiajcie się o swoje dzieci. Jeśli są zaszczepione, są bezpieczne.
PAP: Gdzie pomieścimy tych wszystkich nowych uczniów z Ukrainy? Wspominał pan, że jeśli będzie taka potrzeba, to na potrzeby oświatowe przeznaczy się różne budynki, także te należące do Spółek Skarbu Państwa. Czy macie już wypracowane standardy, jakie parametry, które muszą spełniać te pomieszczenia, żeby móc tam wpuścić uchodźcze dzieci?
P.C.: Jeszcze raz zwrócę uwagę na fakt, że przez ostatnie 15 lat z naszego systemu oświatowego ubyło niestety 1,5 mln dzieci, a budynki pozostały – przecież nikt ich nie burzył. Jest więc szereg obiektów, które służyły jako szkoły, a dziś służą tylko w jakiejś części – jednej trzeciej, jednej czwartej czy jednej drugiej, a w pozostałych częściach stoją puste. I właśnie one mogą być swobodnie wykorzystane na rzecz kształcenia dzieci ukraińskich w oddziałach przygotowawczych. Postulujemy, żeby tworzyć te oddziały po to, aby w jak najmniejszym stopniu ingerować w polski system oświaty i postępy edukacyjne polskich dzieci. A jednocześnie, aby objąć opieką edukacyjną, w najlepszy sposób, w jaki się tylko da, dzieci z Ukrainy, które po polsku nie mówią ani nie rozumieją. Dzięki oddziałom przygotowawczym w niewykorzystywanych na co dzień obiektach damy możliwość wejścia uczniom z Ukrainy do polskiego systemu oświatowego.
Ale faktycznie, są także inne obiekty, które można zagospodarować na ten cel, choćby np. Ośrodek Rozwoju Edukacji w Sulejówku, który podlega resortowi edukacji i nauki – przyjęliśmy już tam 60 uchodźców, z których większość to dzieci w wieku szkolnym. Stworzymy tam, w ramach szkoły w Sulejówku, dwa oddziały przygotowawcze, ale zamiast w budynku tej szkoły, będą się one mieściły w lokalizacji należącej do ORE. Jest z tego taka podwójna korzyść, że tryb nauczania polskich dzieci będzie się nadal odbywał bez zakłóceń, natomiast mali obywatele Ukrainy w spokoju, we własnym, rówieśniczym gronie, będą się mogli uczyć języka polskiego, szykować – jeśli będzie taka potrzeba w przyszłości – do w miarę bezstresowego wejścia w nasz system edukacyjny.
Natomiast jeśli chodzi o zasoby lokalowe spółek skarbu państwa, to przygotowały już one listę obiektów w całej Polsce, o których informacja będzie sukcesywnie przekazywana kuratorom. Kuratorzy z kolei przekażą informację dyrektorom szkół. Większość z tych lokalizacji nadaje się natychmiast do zaadaptowania na potrzeby szkolne – jak np. ośrodki szkoleniowe. Inne wymagają remontów, przeorganizowania przestrzeni, ale wszystkie są przekazywane bezpłatnie. Przykładem może być obiekt Alior Banku w centrum Warszawy – kilka tysięcy metrów kwadratowych powierzchni biurowej, którą można w łatwy sposób przeznaczyć na potrzeby oddziałów przygotowawczych prowadzonych przesz stołeczne szkoły dla dzieci z Ukrainy.
PAP: Proszę powiedzieć, czy w związku z tą nadzwyczajną sytuacją, w jakiej się znaleźliśmy, wysiłkiem i nakładami, jakie trzeba ponieść w związku z napływem ukraińskich dzieci w wieku szkolnym oraz studentów, trzeba będzie przesunąć w czasie jakieś projekty MEiN – np. Narodowy Program Kopernikański?
P.C.: Program kopernikański idzie swoim trybem, pan prezydent zrealizował swoje prawo inicjatywy ustawodawczej i podpisał uroczyście projekt dotyczący Akademii Kopernikańskiej, kierując go do Sejmu przed półtora tygodniem. Jak wiem, posłowie już go otrzymali i będą go procedować w normalnym trybie. Generalnie nie przewidujemy żadnej zmiany planów. Ale zakładam też, iż środki przewidziane na ten cel, być może będą musiały w trybie pilnym zostać przeznaczone na inne bieżące potrzeby. Jednak dziś nie widzę takiego zagrożenia, abyśmy musieli opóźniać radykalnie nasze plany, a tym bardziej zmieniać je całkowicie.
Polecamy Nasze Programy
Wiadomości
Najnowsze
Tusk ogląda „Kevina” z wnuczkami. Internauci nie zawodzą: „Tylko nie rzuć kapciem jak Trump pojawi się na ekranie”
Takiego wywiadu jeszcze nie było! Karol Nawrocki na Święta!
Szczerba składa życzneia. Ludzie przypominają politykowi KO wspieranie migrantów i pytają: „Takich jak w Niemczech?”
Zatrucie narkotykami przy wigilijnym stole - 14 osób trafiło do szpitala!
Abp Galbas konkretnie o miłości: to nie jest poezja