Na atak, który nadszedł ze Strefy Gazy, odpowiedziały izraelskie czołgi. Nie było ofiar śmiertelnych tej wymiany - twierdzą przedstawiciele izraelskiej armii i świadkowie zdarzenia w Strefie Gazy.
Wczoraj w Gazie doszło do krwawych zamieszek podczas antyizraelskich protestów. Według strony palestyńskiej, w starciach zginęły cztery osoby. Tysiące Palestyńczyków zebrało się w rejonie granicy z Izraelem, by uczcić pierwszą rocznicę inauguracji organizowanych w tym miejscu demonstracji. Domagali się zwrotu ziem, które według nich zostały zagrabione przez Izrael. Manifestujący obrzucali izraelskich żołnierzy kamieniami i podpalali opony. Izraelska armia użyła gazu łzawiącego i ostrej amunicji, by rozpędzić tłum.
Od marca do grudnia 2018 roku w podobnych protestach miało - według wyliczeń ONZ - zginąć 189 osób. Narody Zjednoczone twierdzą, że izraelska armia mogła popełnić zbrodnie wojenne, bo używała zbyt ostrych środków, by rozpędzić tłum. Strona izraelska odpiera zarzuty.
Od 13 lat w Gazie władzę sprawują islamscy ekstremiści z ugrupowania Hamas. Nie chcą oni uznać prawa Izraela do istnienia, a wzajemne ostrzały i potyczki doprowadziły od tego czasu do trzech dużych wojen. W ostatniej z nich, sprzed czterech lat, zginęło ponad 2 tysiące osób.