Donald Trump stał się znany w USA, gdy prowadził telewizyjny show „The Apprentice”, gdzie wręczał wypowiedzenia zawodnikom, którzy sobie nie poradzili. Amerykanie żartują, że jego prezydentura wygląda jak kolejny odcinek. Liczba zwolnień i przetasowań w Białym Domu była ogromna – jednak wkrótce może to ulec zmianie – informuje "Gazeta Polska Codziennie".
Christopher Ruddy, szef koncernu medialnego Newsmax i przyjaciel Donalda Trumpa, wyjawił mediom, że prezydent jest zdziwiony opiniami, iż w Białym Domu panuje chaos i to właśnie on powoduje ciągłe roszady kadrowe. Według niego prezydent uważa, że pomimo zwolnień i rezygnacji wszystko działa, jak powinno. – Powiedział mi, że Biały Dom funkcjonuje jak dobrze naoliwiona maszyna – dodał.
Ruddy wyznał, że Trump ma zamiar zastopować odejścia, jednak rozważa na koniec odwołanie jeszcze dwóch ostatnich osób. Jedną z nich ma być sekretarz ds. weteranów David Shulkin. O jego dymisji mówi się od kilku tygodni, kiedy wyszło na jaw, że płacił służbowymi pieniędzmi za bilety lotnicze dla żony, i nie byłaby dla nikogo niespodzianką. Nie wiadomo jednak, kto będzie tym drugim. Ruddy ujawnił jedynie, że nie chodzi o sekretarza budownictwa Bena Carsona, który był powszechnie krytykowany za zakup drogiego zestawu naczyń do swojego biura ani szefa sztabu Johna Kelliego, którego Trump zatrudnił, aby wprowadził w Białym Domu dyscyplinę.
Pewne światło na funkcjonowanie Białego Domu rzucił Corey Lewandowski, były szef kampanii wyborczej Trumpa. Zdaniem Lewandowskiego zagrożeni są ci, którzy nie popierają działań prezydenta. – Możesz się nie zgadzać z prezydentem, bo on chce prowadzić konwersacje z wszystkimi stronami – powiedział dziennikarzowi telewizji NBC. – Ale kiedy decyzja już zapadła, musisz być częścią drużyny, bo to on jest ostatecznym arbitrem – wyjaśnia Lewandowski.
Więcej w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".