Premier Tajlandii Yingluck Shinawatra wezwała antyrządowych manifestantów do zaprzestania ulicznych protestów i wzięcia udziału w lutym w przedterminowych wyborach parlamentarnych. Przywódcy protestów żądają jednak jej odejścia w ciągu 24 godzin.
- Rozwiązałam parlament, żeby oddać władzę ludziom - powiedziała Yingluck przed posiedzeniem swego gabinetu. "Teraz (...) apeluję do was, byście przestali protestować i, by wszystkie strony (sporu) wykorzystały system wyborczy w celu wyłonienia nowego rządu" w głosowaniu zaplanowanym na 2 lutego - dodała premier, która dzień wcześniej zapowiedziała, że będzie pełniła swe obowiązki do czasu wyborów.
Jednak antyrządowi demonstranci wciąż protestują, głównie na ulicach stołecznego Bangkoku. Przywódca protestów Suthep Thaugsuban chce, aby rząd zastąpiła bliżej nieokreślona "rada ludowa".
Deputowani z głównej opozycyjnej Partii Demokratycznej nie są zadowoleni z rozpisania nowych wyborów. Zdaniem wielu ekspertów, opozycja nie chce wyborów, bo obawia się, że je przegra. Zmierza natomiast do odsunięcia od władzy Yingluck i jej ekipy oraz utworzenia przejściowego rządu ekspertów.
Po trwających od miesiąca demonstracjach premier Tajlandii ogłosiła w poniedziałek rozwiązanie parlamentu. Rzecznik rządu zapowiedział, że Yingluck wystartuje w przedterminowych wyborach.
Protesty rozpoczęły się w Bangkoku, gdy rząd poparł projekt ustawy amnestyjnej, która mogłaby umożliwić powrót do Tajlandii brata obecnej premier, byłego szefa rządu Thaksina Shinawatry, skazanego w 2008 roku na więzienie za korupcję.
Yingluck Shinawatra jest dość powszechnie postrzegana jako reprezentantka interesów swego przebywającego poza krajem brata, który za jej pośrednictwem wywiera wpływ na politykę rządu.