Turecka armia poinformowała, że nie da się wciągnąć w konflikt polityczny wywołany dochodzeniem w sprawie korupcji. Śledczy interesują się też synem premiera - podała turecka prasa. Na ulicach kilku miast demonstranci domagali się dymisji rządu.
Komunikat sił zbrojnych wydano po opublikowaniu przez centroprawicowy dziennik "Star" artykułu doradcy premiera Recepa Tayyipa Erdogana sugerującego, że śledztwo to miało wywołać skandal, który następnie doprowadziłby do zamachu stanu.
Tureckie siły zbrojne organizowały zamachy stanu i zmieniały rządy od 1960 roku, ale w ciągu ponad 10 lat rządów Erdogana wpływy armii zostały znacznie ograniczone.
Premier nazywa dochodzenie w sprawie korupcji wymierzoną przeciw rządowi z góry zaplanowaną akcją polityczną, kierowaną przez Hizmet - ruch Fetullaha Gulena, wpływowego islamskiego duchownego mieszkającego w USA.
Tymczasem turecka prasa podała, że śledczy prowadzący to dochodzenie zainteresowali się synem premiera, Bilalem Erdoganem, który kieruje fundacją na rzecz młodzieży i edukacji (Turgev). W czwartek "Financial Times" napisał, że śledztwo może objąć rodzinę premiera.
„Erdogan oskarżył Stany Zjednoczone o to, że stoją za śledztwem w sprawie korupcji, co zaniepokoiło amerykańskich ekspertów od polityki zagranicznej” - napisał "FT". Media przypominają, że Erdogan już wcześniej często posługiwał się teoriami spiskowymi, by zaradzić politycznym kryzysom.
Broniąc się przed zataczającym coraz szersze kręgi śledztwem konserwatywny rząd Erdogana przeprowadził sporą czystkę wśród najwyższych dowódców policji. Stanowiska stracili między innymi oficerowie odpowiedzialni za zorganizowane przez siły policyjne naloty na niektóre banki i mieszkania prywatne w ramach dochodzenia antykorupcyjnego. Zarzucono im nadużycia władzy i zatajanie śledztwa.
AFP przypomniała niedawno, że policja zawdzięcza w Turcji mocną pozycję Erdoganowi, który starając się osłabić wpływy armii, postawił na siły bezpieczeństwa. Krytycy premiera uznają wymianę kadr policyjnych za niezgodną z konstytucją.
Erdogan usiłował też doprowadzić do zmian w policyjnych regulaminach, mających zmusić śledczych do ubiegania się o zgodę przełożonych na prowadzenie dochodzeń i aresztowania. Jak podała prywatna turecka telewizja NTV, Rada Stanu - najwyższy turecki sąd administracyjny - zablokowała tę inicjatywę.
Jak podaje AFP, zaledwie pół roku po fali protestów, która przeszła przez Turcję na wiosnę, kilka partii i wiele organizacji związanych z polityczną opozycją wzywa znów do podjęcia masowych protestów w Ankarze i Stambule, na słynnym placu Taksim. W piątek po południu rozpoczęły się protesty na ulicach kilku dużych miast; AFP nie podaje jednak szczegółów, ani przybliżonych informacji o tym, jak wielu demonstrantów wyszło na ulice.
Afera korupcyjna wybuchła 17 grudnia; początkowo zatrzymano ponad 50 osób. Erdogan zmuszony był przeprowadzić rekonstrukcję rządu i wymienić 10 ministrów. Skandal ten został ujawniony na kilka miesięcy przed wyborami lokalnymi uważanymi za test dla szefa rządu i jego Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP).
Wielu politologów popiera tezę, że śledztwo jest elementem walki politycznej między rządem a Hizmetem, który popierał partię premiera od 2002 roku, ale ostatnio zerwał ten sojusz. Uważa się, że Hizmet ma istotne wpływy w policji, wywiadzie oraz sądownictwie.