Agnieszka Holland zbiera gratulacje za antypolski film „Zielona Granica” już nie tylko w Wenecji. Uderzająca w obrońców polskiej granicy produkcja spotkała się z uznaniem mediów Łukaszenki i Putina. Pogratulować!
Pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej RP Stanisław Żaryn zamieścił na Twitterze kilka wpisów, w których pokazuje, jak białoruska propaganda wykorzystuje film polskiej (?) reżyserki.
Na screenach zamieszczonych przez Żaryna widzimy materiały z białoruskiej telewizji, w którym propagandyści tyrana przekonują, że to co widzimy w filmie jest „oparte na prawdziwych wydarzeniach”. W materiale stwierdzono również, że „polskie władze stworzyły ‘przenośnik śmierci’”. To nie wszystko, kolejny materiał określa działania polskiej Straży Granicznej jako nazistowskie. I w tym przypadku medialne zaplecze Łukaszenki powołuje się na Holland.
Stanisław Żaryn podkreślił, że to co można zobaczyć w filmie Holland, „zawiera przekaz spójny z działaniami informacyjnymi Białorusi i Rosji przeciwko Polsce”.
Nad antypolskim obrazem reżyserki zamieszkałej w Polsce pieją z zachwytu także postsowieckie "Izwiestia", których wydawcą w Moskwie jest Alina Kabajewa, kochanka Władimira Putina. „Nagroda specjalna jury na festiwalu w Wenecji nie budzi żadnych wątpliwości” – pisze organ Putina w entuzjastycznej relacji z Włoch. "Pisaliśmy już o tym filmie, jak i o niemal wszystkich laureatach. Przypomnijmy więc tylko, że mówimy o rodzinie syryjskich uchodźców, która utknęła na granicy Polski i Białorusi. Film jest oskarżeniem wobec obu krajów, ale przede wszystkim wobec Polski, która uchodźcom wydaje się ziemią obiecaną, a jednocześnie Straż Graniczna torturuje i zabija nieszczęśników na naszych oczach” - roni krokodyle łzy postsowiecka gazeta.
O to pani chodziło, pani Holland? Kiedy pani wielkopomne dzieło będzie można zobaczyć w Mińsku i Moskwie? Przewiduje pani jakieś tournée z ekipą aktorską po Kraju Rad... przepraszamy, po Federacji Rosyjskiej. Mogłaby pani przy okazji przejrzeć w którejś z bibliotek zszywkę "Czerwonego Sztandaru", czy "Młodzieży Stalinowskiej". W tych szacownych periodykach publikował niegdyś pani tatuś Henryk Holland, żołnierz Armii Czerwonej, który po wojnie zasłużył się w niszczeniu nauki polskiej, przyczyniając się m. in. do usunięcia z uczelni prof. Władysława Tatarkiewicza, najwybitniejszego w naszym kraju historyka filozofii, a także walcząc z Lwowsko-Warszawską Szkołą Filozoficzną (opublikował brutalny atak przeciwko poglądom Kazimierza Twardowskiego, w którym ten nieuk uznał filozofię Twardowskiego za „skrajnie obskurancką, fideistyczną, klechowską”). W zwalczaniu prof. Tatarkiewicza dzielnie wspierała Hollanda żona Irena Barbara Rybczyńska-Holland. W marcu 1950 była w gronie ośmiu studentów, członków PZPR, którzy wystąpili z listem otwartym atakującym go, protestując przeciwko "dopuszczaniu na prowadzonym przez niego seminarium do czysto politycznych wystąpień o charakterze wyraźnie wrogim budującej socjalizm Polsce".
Niedaleko pada jabłko od jabłoni.