Mam rozbitą czaszkę – do dziś silne bóle. Byłam bita po całym ciele. Najpierw bili, a potem ciągnęli do karceru – to była klatka metr na metr – pełna szczurów. Wieczorem wyciągali z karceru i znowu bili. Dwa razy próbowałam odebrać sobie życie - relacjonowała na antenie Telewizji Republika płk Weronika Sebastianowicz, Żołnierz Armii Krajowej, Prezes Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej przy Związku Polaków na Białorusi.
7 września 1939 roku, zgodnie z tajnym protokołem Paktu Ribbentrop-Mołotow, Armia Czerwona przekroczyła granice naszego kraju, a ZSRR złamał pakt o nieagresji z Polską.
– Pamiętam ten dzień, bo urodziłam się jeszcze przed wojną. Wkroczyła czerwona zaraza i zepsuła nam całe życie. Podjęliśmy z nimi walkę. Najpierw mój ojciec, potem brat, a następnie ja wstąpiłam do Armii Krajowej – miałam 13 lat. Dostałam pseudonim „Różyczka” - mówiła nam płk Sebastianowicz.
– 13-letni żołnierz robił czasami więcej jak ci starsi. Nie byliśmy podejrzewani. Jednak prędko się to skończyło. Pamiętam walkę… Śmierć, łagry i tak ciągle. (…) Szliśmy pod sztandarem AK – choć była już rozwiązana - podkreśliła.
– Widziałam jak czerwona zaraza wjechała na tych ciężarówkach. Powiedziałam „mamo jakieś diabły przyjechały do nas”! Nikt nie wierzył, że oni tak długo zostaną, ale walczyliśmy - zaznaczyła.
– Najgorszym wrogiem jest Rosja! Nie boję się o tym mówić. Nie tylko dla mnie – to odwieczny wróg Polski.
– W 1955 roku została aresztowana. Ukrywałam się przez 7 miesięcy, bo byłam śledzona. Później pojechałam do siostry i już następnego dnia zostałam zatrzymana. Stalinowcy wiedzieli jak prowadzić śledztwo. Mam rozbitą czaszkę – do dziś mam silne bóle. Byłam bita po całym ciele. Najpierw bili, a potem ciągnęli do karceru – to była klatka metr na metr – pełna szczurów. Wieczorem wyciągali z karceru i znowu bili. Dwa razy próbowałam odebrać sobie życie. Było mi bardzo szkoda mamy – tylko dlatego chciałam odebrać sobie życie - mówiła.
– Wydali na mnie wyrok - 25 lat. Moja mam również dostała taką samą karę. W ostatnich słowach powiedziałam „o nic was nie proszę, tylko przyślijcie mamę tam gdzie ja” – przysłali.
OBÓZ
– Jak było każdy z nas wie – było bardzo źle. Ciężkie prace, brakowało nam wszystkiego. W Workucie byłam 1,5 roku.
– Będąc na Syberii dowiedziałam się, że zginął mój brat. Do dziś nie wiem gdzie jest pochowany. Później „zdechł” Stalin i była amnestia. Jak wróciłam do domu nie zastałam tak naprawdę nic. To było straszne – mówiła nam płk Weronika Sebastianowicz.
– Polska jest wolna! To jest najważniejsze. Liczę, że podziemie zmartwychwstało – zakończyła.