Prawie 70 pożarów wybuchło od początku roku na wysypiskach, oraz składowiskach śmieci i odpadów. Przeważnie z dymem szły materiały trudne do przetworzenia i drogie w magazynowaniu, a co ciekawe, większość z nich przyjechała do nas z zagranicy, m.in. z Włoch i Niemiec. – Często odpady są wwożone do kraju i nie wiadomo, co wjeżdża. Regulacje zostaną zmienione, aby inspektor środowiska mógł temu zapobiegać – powiedział wczoraj premier Mateusz Morawiecki.
Do stycznia 2018 r. Chiny były głównym odbiorcą odpadów świata – plastiku, kartonu, opon, zużytej elektroniki. Dzień w dzień przyjeżdżało tam nawet 2,5 tys. t tych materiałów. Jednak od początku roku Państwo Środka zapowiedziało, że nie będzie dłużej odgrywało roli wysypiska świata i trzeba znaleźć nowego odbiorcę. W ten sposób przez ostatnie sześć miesięcy do Polski trafiły tysiące ton śmieci, które wytworzyli
m.in. Anglicy, Włosi, Niemcy Szwajcarzy.
A dlaczego tak się stało? Na składowaniu zagranicznych śmieci można dobrze zarobić. Gorzej jednak wygląda sprawa ich utylizacji, szczególnie jeśli chodzi np. o plastik, opony i wszelkiego rodzaju tekstylia. Spalarnie w Polsce, oprócz tego, że jest ich mało, mają też ograniczone limity przetwarzania odpadów, czyli palenia ich w sposób kontrolowany w specjalnych warunkach.
Stąd też podejrzenie, że ostatnia plaga pożarów na wysypiskach śmieci w całym kraju to zorganizowana akcja, która ma na celu szybkie i bez ponoszenia kosztów pozbycie się kłopotliwych materiałów. Tej tezy nie wyklucza Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, który w specjalnie przygotowanej opinii twierdzi: „Zachodzi obawa, że przyczyną pożarów są celowe podpalenia, mające na celu pozbywanie się odpadów”.
WIĘCEJ NA TEN TEMAT W DZISIEJSZYM WYDANIU GAZETY POLSKIEJ CODZIENNIE!