Komenda Armii Krajowej lekceważyła raporty, uważała je za panikarskie. Oni wierzyli, że uda się z nimi dogadać. Te idee nie mogły być skuteczne z banderowcami, którzy byli skrajnymi rewolucjonistami – powiedział dziennikarz, historyk, autor książki "Wołyń zdradzony..." Piotr Zychowicz, który był gościem red. Wierzejskiego w Telewizji Republika.
– Gdzie była Armia Krajowa, gdzie było dozbrojone państwo polskie? Były alarmy o niepokojącej sytuacji. Nie dano broni, nie wysłano posiłków – mówił historyk. 9 dni po apogeum rzezi – dopiero wtedy – utworzono oddziały. Latem Polaków nikt nie bronił. Im nikt nie pomógł. Ludzie, którzy tam wtedy mieszkali to była najbardziej patriotyczna część Polaków – podkreślił Zychowicz.
– Największym problemem był nacjonalizm ukraiński. (...) Najpierw Polska rzuciła tych ludzi na najbardziej wysunięty teren na wschód. I potem nikt im nie pomógł. Armia była zajęta czymś innym... Komenda Armii Krajowej lekceważyła raporty, uważała je za panikarskie. Oni wierzyli, że uda się z nimi dogadać. Te idee nie mogły być skuteczne z banderowcami, którzy byli skrajnymi rewolucjonistami. Kiedy wysłano negocjatora banderowcy rozerwali go końmi na pół.
– Zamiast gadać, trzeba było się zbroić po zęby. Obowiązkiem państwa jest ochrona obywateli przez zagrożeniem – podkreślił Piotr Zychowicz.