Od wielu lat trwa atak na Zbigniewa Ziobrę, który zintensyfikował się w momencie, gdy objął ją fotel ministra sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego. Próbuje się także zdeprecjonować żonę szefa resortu sprawiedliwości, Patrycję Kotecką. Ostatnio okazało się, że planowano nawet zamach na Zbigniewa Ziobrę, a miał go zlecić „król dopalaczy” - podkreśliła redaktor naczelna Telewizji Republika, Dorota Kania w dzisiejszym odcinku programu „Koniec Systemu”. Zlecenie zabójstwa przez syna znanego prawnika z podwarszawskiego Milanówka, zniesławiające teksty, nagonka na żonę – tak w największym skrócie wyglądają działania, których celem jest wykluczenie Zbigniewa Ziobry z polityki i doprowadzenie do utraty władzy przez Prawo i Sprawiedliwość.
W drugiej części programu prowadząca połączyła się przez komunikator Skype z komisarzem Jackiem Wroną, emerytowanym oficerem Centralnego Biura Śledczego. Tematem rozmowy były tzw. dopalacze, a także próby eliminowania niewygodnych polityków.
Redaktor Kania zapytała komisarza Wronę czy rzeczywiście dopalacze przynoszą tak gigantyczne zyski, by z powodu ich utraty chciano zabić Prokuratora Generalnego i ministra sprawiedliwości.
–Oczywiście, że tak, przede wszystkim ze względu na to, że od 2008 r. przez co najmniej 3-4 lata była wolność sprzedaży dopalaczy. Sprzedawano je zwyczajnie ze sklepów zwanych smartshopami, nie licząc oczywiście sprzedaży internetowej. Przez ten czas dopalacze zdążyły zdobyć olbrzymią rzeszę zwolenników i użytkowników. Po późniejszych działaniach, podjętych przez rząd Donalda Tuska – bo trzeba powiedzieć, że choć mniej lub bardziej skutecznie, te działania były podjęte, choć nie uderzyły w sedno. Doprowadziły co prawda do zamknięcia stałych punktów sprzedaży, jednak przeniosło się to wszystko do internetu i rynek błyskawicznie reagował na potrzeby konsumentów- tłumaczył były oficer CBŚ.
Pytany o medialny atak na Patrycję Kotecką, żonę Zbigniewa Ziobry, a w ten sposób pośrednio także na samego ministra, na podstawie zeznań świadka koronnego, Piotra Kapuścińskiego ps. „Broda”, Wrona podkreślił:
– Jeżeli te rzeczy mają mieć jakąkolwiek faktyczną wartość, to muszą być przełożone na język procesowy. Tymczasem nic takiego nie ma miejsca, nic się nie potwierdziło, nie ma żadnych dodatkowych dowodów, faktów potwierdzających słowa „Brody”.
– Dla mnie jego zeznania to „Opowieści z mchu i paproci”, które może i mają jakąś wartość beletrystyczną, ale nic poza tym. Gdyby to faktycznie była ta obiecywana „bomba”, to wszyscy by się rzucili, a tutaj nie ma praktycznie żadnej reakcji. Każdy, kto choć trochę zna się na tej materii, wie, że nie są to żadne materiały i nie chce się kompromitować, oprócz kilku dziennikarzy. Ale dla nich to nie ma i tak większego znaczenia, bo siedząc tam, gdzie siedzą, i tak już wcześniej zostali skompromitowani-dodał komisarz.– Dla sądu wartość mają dowody procesowe lub informacje, które mogą doprowadzić do procesu. Jeżeli takowych nie ma, to mamy do czynienia wyłącznie z bajaniami, rozważaniami, które nic za sobą nie niosą, a jedynie wprowadzają pewne zamieszania- podkreślił rozmówca Telewizji Republika.
– Są to prawdopodobnie konsekwencje skoordynowanego ataku na pana ministra. Wyciąga się stare rzeczy, odgrzewane na zasadzie, że jeżeli obrzucimy kogoś medialnie nieczystościami, to zawsze trochę się do tego człowieka przylepi. Jakieś sprostowania czy ewentualne przeprosiny ukażą się pewnie za kilka lat, gdy nikt już nie będzie o tym pamiętał. Póki co zeznania „Brody” to zbiór banałów, idiotyzmów, bzdur- podsumował komisarz Jacek Wrona.