Nie da się ukryć, że o posłance Lewicy Katarzynie Kotuli większość usłyszała dopiero, gdy w 2022 roku w Onecie stwierdziła, że jako młoda tenisistka była molestowana przez swojego byłego trenera, a wówczas prezesa Polskiego Związku Tenisowego, Mirosława Skrzypczyńskiego. Wybuchła afera, Skrzypczyński stracił swoja funkcję, a co więcej, jego wizerunek został kompletnie zniszczony.
Minęły dwa lata od pamiętnego wywiadu dotyczącego skandalicznego ponoć zachowania Skrzypczyńskiego podczas pracy w Gryfinie. I okazało się, że Kotula wraz z Onetem praktycznie zniszczyli człowieka, a kluczowy zarzut był nieprawdziwy.
Jak dowiedziała się Gazeta Gryfińska w Prokuraturze Okręgowej w Szczecinie, śledztwo w sprawie zostało umorzone z uwagi na - odpowiednio: "brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu oraz przedawnienie karalności".
Chociaż decyzja o tym zapadła pięć miesięcy temu, Kotula nie była łaskawa się nią podzielić z mediami sprzyjającymi rządowi Tuska, a nieliczne jej wypowiedzi były klasyczną dezinformacją. Trudno było też oczekiwać sprostowania czy przeprosin.
Kotula nie powiedziała prawdy
Ministra ds. Równości przyznała na przykład w neo-TVP, że szczecińska prokuratura umorzyła postępowanie "ze względu na przedawnienie, oczywiście, bo takie sprawy się przedawniają”, słowem nie wspominając o drugiej części uzasadnienia, najbardziej istotną dla sprawy - "ze względu na brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu".
Gazeta Gryfińska próbowała zapytać ministrę o tę kwestię molestowania, lecz przez kilka dni nie odpowiadała zarówno na wiadomości, jak i próby kontaktu telefonicznego.
Głos zabrał natomiast Mirosław Skrzypczyński, który na łamach gazety stwierdził zdecydowanie.
"Oglądałem program "Trójkąt polityczny". Złożyłem pismo do TVP żądając sprostowania słów, które wypowiedziała Minister ds. Równości".
Nie jest prawdą, że prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie molestowania Katarzyny Kotuli. Nie jest także prawdą, że prowadzone postępowanie zostało wszczęte z urzędu, na podstawie informacji medialnej, albowiem zostało wszczęte wskutek zawiadomienia o popełnieniu przeze mnie przestępstwa, złożonego przez Katarzynę Kotulę - wyjaśnił Skrzypczyński.
Dodał również, że wspomniane przez ministrę przedawnienie karalności dotyczy rzekomego maltretowania oraz znęcania się nad podopiecznymi, podczas gdy "brak danych dostatecznie uzasadniających popełnienie czynu" odnosi się wyłącznie do kwestii molestowania seksualnego.
Komisja za Skrzypczyńskim
To nie pierwsza porażka Kotuli w tej sprawie. W 2023 roku Polski Związek Tenisowy powołał specjalną komisję, która miała ocenić prawdziwość zarzutów wobec swojego byłego szefa. Jej opinia w żadnym stopniu nie potwierdziła zarzutów posłanki Lewicy, która, co ciekawsze, nie znalazła czasu, żeby się z komisją spotkać.
Trudno nie odnieść wrażenia, że Kotula zyskała dzięki tej sprawie sporo rozpoznawalności. Co do jej motywów tak zdecydowanego ataku, można tylko snuć tylko domysły. Być może była to zemsta, jak ustaliła komisja PZT, "Skrzypczyński nie trenował długo K. Kotuli, bo zobaczył, że ona nie ma talentu i on takimi dziećmi się nie zajmował. Trener chce osiągnąć sukces z zawodnikiem. Ona była w tzw. drugim garniturze. M. Skrzypczyński poświęcał czas rokującym zawodnikom. Ona była bardzo średnia i na pewno nie rokowała na świetnego zawodnika. M. Skrzypczyński trenował jedynie z najlepszymi".
Źródło: Gazeta Gryfińska, PZT