Długa droga Grzegorza Schetyny do obecnej pozycji w polityce zaczęła się w momencie, gdy zrezygnował z działalności w Solidarności Walczącej. Zaczynał ją jako asystent wojewody wrocławskiego Janisława Muszyńskiego. – Nie wiem, jak można się tak moralnie zdegradować. 30 lat temu byłem przekonany, że przyjmuję do pracy uczciwego człowieka, dziś widzę polityka chroniącego interesy oligarchii, człowieka niezdolnego do sprawowania jakiejkolwiek funkcji publicznej – mówi Janisław Muszyński.
„Grzesio Schetyna był pracowitym konspiratorem i dobrym organizatorem, ale jeśli ktoś mu podpadł, to potrafił być przykry” – napisał w swoich wspomnieniach „Czas próby. Wieluń–Wrocław 1980–1989” Roman Kowalczyk, działacz opozycji antykomunistycznej, obecnie dolnośląski kurator oświaty. Razem ze Schetyną działał w podziemnym NZS Uniwersytetu Wrocławskiego – obydwaj byli członkami Zarządu Uczelnianego; studiowali historię i organizowali strajki studenckie w 1988 i 1989 roku.
W 1990 roku Schetyna trafił do Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu. – Przyszedł do mnie Antoni Gorazd i powiedział mi, że reprezentuje Władysława Frasyniuka i Komitet Obywatelski, którego szefem był Rafał Dutkiewicz. W ich imieniu zaproponował mi objęcie funkcji wojewody wrocławskiego. Gdy sejmik w głosowaniu zatwierdził moją kandydaturę, zwróciłem się do Rafała Dutkiewicza, by wskazał mi jakichś ludzi do pracy w urzędzie, bo muszę dokonać restrukturyzacji. Dostałem od niego listę: na pierwszym miejscu był Grzegorz Schetyna, na drugim Jacek Protasiewicz. Schetyna był najpierw moim asystentem, a później został dyrektorem urzędu wojewódzkiego – mówi Janisław Muszyński, który od 12 lipca 1990 do 22 kwietnia 1991 roku sprawował urząd wojewody wrocławskiego, obecnie prezes zarządu Dolnośląskiej Fundacji Rozwoju Regionalnego.
Zadaniem Grzegorza Schetyny było zreorganizowanie pracy urzędu, czyli zwolnienie pracowników. Wówczas nieformalnie zaczęto go nazywać „czekistą”. Do obowiązków Schetyny należały także kontakty z armią. W tym czasie na terenie Dolnego Śląska ogromne wpływy miało wojsko – w Legnicy stacjonowali żołnierze Armii Radzieckiej. Do wojewody Muszyńskiego w sprawie należących do wojska nieruchomości i klubu sportowego przyszedł gen. Antoni Skibiński, zastępca dowódcy Śląskiego Okręgu Wojskowego ds. obrony terytorialnej, dowódca garnizonu Wrocław i jednocześnie prezes Klubu Sportowego WKS Śląsk Wrocław.
– Wytłumaczyłem mu, że ja jestem od cywilnego nadzoru, a nie od zarządzania nieruchomościami. Więcej z nim nie miałem kontaktu, ponieważ zorientowałem się, że wojskowi szukają sponsora politycznego – mówi Janisław Muszyński. W zarządzanym przez wojskowych WKS Śląsk Wrocław były różne sekcje sportowe, które w połowie lat 90. stały się samodzielnymi klubami. – Grzegorz Schetyna dogadał się z generałami i został współwłaścicielem klubu koszykarskiego Śląsk Wrocław – mówi jeden z wrocławskich polityków. Gdy ta informacja dotarła do jego dawnych znajomych z NZS, nie mogli w to uwierzyć.
– Grzegorz na studiach był znany z tego, że był śmiertelnym wrogiem sportu, nienawidził gimnastyki i zawsze miał problemy z zaliczaniem wychowania fizycznego: nie chodził na te zajęcia, nie ćwiczył, zawsze miał z tym kłopoty, w każdym semestrze. I dla nas to był szok, do momentu, gdy ktoś powiedział, że z tego jest po prostu olbrzymia kasa – wspomina Artur Adamski. – Kolejny wstrząs przeżyliśmy, gdy widzieliśmy ogromną zażyłość i dowiedzieliśmy się o wspólnych interesach Grzegorza Schetyny z towarzyszem Jerzym Szmajdzińskim, człowiekiem, który stał po drugiej stronie barykady, gdy my walczyliśmy po przeciwnej – mówi Artur Adamski. Także zaskoczeniem dla dawnych kolegów Schetyny z opozycji była informacja, że jeździł on w latach 80. do USA i Kanady.
– Nigdy na ten temat nie mówił, dlatego byliśmy zdziwieni. Kompletnie nas to zaskoczyło – wszyscy wiedzieliśmy, jak w latach 80. trudno było uzyskać paszport, a Grzesiek wyjechał do Kanady zaledwie rok po wyjeździe tam na stałe brata – wspominają jego znajomi.
Przydomek
Gdy w 1990 roku Schetyna trafił do Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu, jego zadaniem było zreorganizowanie pracy urzędu, czyli zwolnienie pracowników. Wówczas nieformalnie zaczęto go nazywać „czekistą”.
– Moim zdaniem Grzegorz przeszedł ewolucję. Pamiętam rozmowę z nim po wyborach czerwcowych, gdy staliśmy razem w kolejce do dziekanatu. W tym czasie Jaruzelski został prezydentem i byliśmy tym zdruzgotani. Grzesiek powiedział wtedy: „To się skończy jak ostatni rozdział »Folwarku zwierzęcego« Orwella. Jestem pełen uznania dla niego” – przewidział to, co się stało, nie przewidział tylko swojej roli w tych wydarzeniach – mówi Artur Adamski. Krytycznie ocenia Schetynę jego były szef, czyli Janisław Muszyński.
– Dziś ci ludzie się zupełnie zmienili. Oni nie rozumieją, co to jest dobro wspólne. Nie wiem, jak można się tak moralnie zdegradować. Dlatego napisałem list otwarty do Grzegorza Schetyny, gdy powiedział te skandaliczne słowa o strząsaniu szarańczy. Trzydzieści lat temu byłem przekonany, że przyjmuję do pracy uczciwego człowieka, dziś widzę polityka chroniącego interesy oligarchii, człowieka niezdolnego do sprawowania jakiejkolwiek funkcji publicznej – mówi Janisław Muszyński.
Co ciekawe, przemianą Schetyny i tym, jak się teraz zachowuje, nie jest zdziwiona Hanna Łukomska-Karniej. – Nie byłam zaskoczona, kiedy on się piął w górę, ponieważ wcześniej, kiedy działała Partia Wolności i Kornel po powrocie z zagranicy startował w różnych wyborach, wśród młodzieży, która mu pomagała, zabrakło Grześka. Zapytałam jego kolegów, dlaczego nam nie pomaga. Wówczas usłyszałam, że Grzesiek chce zrobić karierę, a u nas tej kariery nie zrobi – wspomina Hanna Łukomska-Karniej.