– Jeżeli przyjmiemy i dalej będziemy, a cała masa durni przy tym obstaje, że Wałęsa był ikoną „Solidarności” i tak trzeba to zostawić, to ja w takim wypadku przepraszam za „Solidarność”, przepraszam za swoją działalność. Uznanie, że Wałęsa jest ikoną „Solidarności” jest wdeptanie „Solidarności” nawet nie w błoto, tylko gorzej – w dzisiejszym, specjalnym odcinku „Otwartym Tekstem”, prosto z Gdańska, powiedział Andrzej Gwiazda, legendarny działacz „Solidarności”
– Wałęsa został przewodniczącym na zasadzie oszustwa i wcale, przynajmniej na początku, tą ikoną nie był. Przypomnę, że „Solidarność” powstała 17 września 1980 r., w rocznicę najazdu Armii Radzieckiej na Polskę w 1939 r. Z tej okazji w Gdańsku zebrali się delegaci wszystkich regionów i tam powstało postanowienie o złamaniu porozumień gdańskich, które tolerowały tylko regionalne związki i powołania związku ogólnopolskiego. Wtedy Wałęsa był zdecydowanym przeciwnikiem tego i miał dostateczną popularność, żeby się z nim liczyć. Wtedy dzisiejsze środowisko „Gazety Wyborczej”, czy KOD-u obiecało Wałęsie, że doprowadzą do jego wyboru na przewodniczącego, jeśli się zgodzi. Wałęsa się zgodził. Teraz powstała krajowa komisja porozumiewawcza, na tym zebraniu została ustalona i przyznano Wałęsie kompetencje – zauważa Andrzej Gwiazda.
"Żadne pismo podpisane przez Wałęsę nie miało mocy prawnej"
– Nie znam organizacji, której przewodniczący byłby ogrodzony takim płotem niekompetencji. Wałęsa miał prawo wypowiadać się tylko w granicach uchwał Krajowej Komisji Porozumiewawczej i nie wolno mu było poza te uchwały wychodzić. Żadne pismo podpisane przez Wałęsę, przez przewodniczącego, nie miało mocy prawnej, musiało być podpisane przez jednego z dwóch wiceprzewodniczących. To był wyraz skrajnej nieufności. To znaczy, że Wałęsa miał bardzo ograniczony, a w zasadzie nie miał zaufania delegatów. Dopiero później media, prasa, propaganda zrobiła z Wałęsy ikonę „Solidarności”. Dzisiaj pytała mnie „Superstacja”, czy Wałęsa był bohaterem, czy zdrajcą. Zdrajcą nie był, bo bezpieki nie zdradził do dzisiaj – zakończył rozmówca Ewy Stankiewicz.