W najnowszym numerze miesięcznika „Wpis” ukazała się poruszająca rozmowa Jolanty Sosnowskiej z generałową Krystyną Kwiatkowską w związku z ekshumacjami ofiar katastrofy smoleńskiej. Oto obszerne fragmenty:
Jolanta Sosnowska: Co sądzisz o rozpoczętych właśnie ekshumacjach ofiar katastrofy smoleńskiej? Jaki jest Twój osobisty stosunek do wyjęcia z grobu ciała, a raczej resztek ciała Twego męża?
Krystyna Kwiatkowska: Wraz z moimi córkami jestem za przeprowadzeniem ekshumacji mego męża. Bo choć podczas pogrzebu w jak najlepszej wierze złożyłyśmy w grobie trumnę z ciałem najbliższej nam osoby, to jednak nie mamy pewności, co się w trumnie znajduje, ponieważ prokuratura nie ma pewności, czy dotarła do Polski cała dokumentacja dotycząca mojego męża.
Trzy lata czekałyśmy na pierwsze dokumenty i ich tłumaczenie. Kiedy w końcu dokumentację nam udostępniono, dowiedziałyśmy się, że pewna część ciała mojego męża pochowana została… na cmentarzu na warszawskich Powązkach; o czym wcześniej zupełnie nas nie informowano. Wszystko odbywało się poza moimi plecami. Z dokumentacji prokuratorskiej wynikało, że jeszcze inna duża część ciała widoczna na dołączonych zdjęciach nie znajduje się ani w trumnie, w której go pochowaliśmy, ani w innych trumnach, ani w grobie wspólnym. Gdzie zatem jest? Pytanie to postawiły moje córki w piśmie wysłanym do prokuratury w sierpniu 2014 r. Otrzymałyśmy odpowiedź, że wysłano w tej sprawie pismo do Moskwy i że czekają na odpowiedź. Czekamy do tej pory.
Naprawdę trudno o tym spokojnie rozmawiać… Jednak to nie tylko strona rosyjska potraktowała was – i w ogóle Polaków – w taki sposób. Także niestety strona polska, przede wszystkim polska, choć może to ostatnie słowo powinno się w tym przypadku brać w cudzysłów. Gdyby z naszej strony były naciski i stanowcze żądania, to Rosjanie być może zachowaliby się inaczej. Jest wiele dowodów na fatalne wprost postępowanie w tej sprawie przedstawicieli poprzedniego rządu.
Jeszcze długo po katastrofie nie mogłam uwierzyć, że państwo polskie może się tak zachować. Jeździłam na wszystkie spotkania z prokuraturą, byłam na dwóch spotkaniach z premierem Tuskiem, uczestniczyłam w różnych konferencjach, bo chciałam mieć własne spojrzenie na sprawę katastrofy. Dwa razy byłam też w Parlamencie Europejskim, a także w Nowym Jorku na zaproszenie pana prof. Wiesława Biniendy. Pytania i zastrzeżenia mnożyły się za każdym razem. Ma je też każdy z ponad stu naukowców, którzy badają przyczyny katastrofy. Wiele spraw wymaga wyjaśnienia. Tymczasem członkowie komisji Millera, czy komisji Laska, bagatelizują stawiane wątpliwości, zamknęli temat stawiając tezy przetłumaczone z raportu MAK i nie chcą już odpowiadać na jakiekolwiek pytania, a przecież tyle zagadnień nie zostało zbadanych.
Przyjęli tamtą wersję wydarzeń za pewnik i nie respektują w związku z tym żadnych pytań i wątpliwości. Wróćmy do kwestii obecnych ekshumacji, które bez wątpienia są rzeczą bardzo przykrą. Jednak są wymagane prawem, są spełnieniem obowiązku, którego przed sześcioma laty nie dopełniono. Jesteś za ekshumacjami?
Jestem za nimi od momentu, kiedy dowiedziałam się, że poprzednia ekipa rządząca nie zrobiła absolutnie nic w tej kwestii, a także dlatego, że żyjąc przez tyle lat u boku mego męża, generała polskiego wojska, widziałam, że spełniał tego typu obowiązek, czyli sprawdzanie zwłok, wobec każdego żołnierza, który poległ podczas, gdy on był jego dowódcą. Jako dowódca musiał tłumaczyć się ministrowi obrony narodowej, zwierzchnikowi sił zbrojnych, panom Klichowi, Onyszkiewiczowi albo Komorowskiemu, czy zrobił wszystko, co w jego mocy, żeby jego żołnierz nie zginął. Kiedy zaś zginął mój mąż, żołnierz, oficer, dowódca operacyjny sił zbrojnych, to wyjaśnienie okoliczności jego śmierci poprzednich przełożonych w ogóle nie interesuje. Nie mogę tego po prostu pojąć.
Przecież musiały obowiązywać te same procedury, które obowiązywały Twego męża. Jak sądzisz, dlaczego niektórzy bliscy ofiar nie chcą jednak wyjaśnienia sprawy do końca, skoro nie zgadzają się na ekshumację? Przecież ekshumacja jest konieczna, jeśli chce się dotrzeć do prawdy.
Myślę, że jest to indywidualna sprawa każdego z nas, szanuję decyzję każdej rodziny.
Natomiast moim zdaniem, pokutuje teraz fakt, że od samego początku procedura nie była przestrzegana i nasi bliscy nie zostali poprawnie przebadani, co skutkowało pomyleniem ciał i jest to udowodnione w dokumentacjach, które zawierają mnóstwo błędów. Przecież to nie jest łatwa decyzja dla prokuratora i gdyby nie był zmuszony tego robić, to by o tym nie zadecydował.
Czy wymagana jest osobista obecność bliskiej osoby przy ekshumacji?
Jeszcze nie rozmawiałam z prokuratorem, więc nie wiem, jak to ma wyglądać.
Ilu bliskich spośród 96 ofiar katastrofy było przeciwnych ekshumacji?
Członkowie 17 rodzin zgłosili sprzeciw dotyczący ekshumacjom. Ponadto kilka rodzin spopieliło swoich bliskich, więc ich ekshumacje nie dotyczą.
Ja chciałabym w końcu uzyskać pewność, czy w grobie, który od ponad sześciu lat odwiedzam z córkami, i przy którym się modlimy, rzeczywiście spoczywa mój mąż. Jestem mu to winna. Myślę, że ekshumacje przyniosą odpowiedź na wiele pytań. Bardzo dobrze, że uczestniczy w nich również, niedopuszczony przez Tuska w trakcie wcześniejszych ekshumacji ofiar smoleńskich, wybitny amerykański specjalista w tej dziedzinie prof. Michael Baden.
Czy czymś tłumaczono poprzednie niedopuszczenie tego światowego eksperta do badań?
Po prostu się nie zgodzili. On zupełnie tego nie rozumiał. Powiedział mi, kiedy odwiedziłam go w USA, że nawet tak zwaśnione ze sobą Palestyna i Izrael nie miały nic przeciwko jego obecności podczas ekshumacji Arafata. Czego bał się poprzedni polski rząd, że nie chciał dopuścić do badań prof. Badena? Teraz na szczęście został poproszony o obecność podczas ekshumacji.
A czy zadawałaś sobie Krysiu pytanie, co będzie, gdy się okaże, że w trumnie nie ma ciała Twego męża?
Jestem na to przygotowana, gdyż informacje, które otrzymałam z prokuratury dają podstawy do stawiania wielu pytań i brania również takiej ewentualności pod uwagę. (…)
W razie czego będzie na Salwatorze stał pusty grób?
Może tak być, ale mimo wszystko chcę znać prawdę. Moje córki też. Musimy tę sprawę zamknąć po siedmiu latach. Mamy dość codziennego stawiania pytań, codziennych dyskusji i domniemań. Może wreszcie będziemy potrafiły zamknąć pewien etap naszej żałoby. A co najważniejsze, będziemy też mogły się przekonać, jak wcześniejszy zwierzchnik sił zbrojnych, pan Komorowski, zdał egzamin w związku z katastrofą smoleńską. Bardzo mnie to interesuje.
Komorowski podchodzi do tej sprawy nadal z lekceważeniem i butą, o czym świadczy choćby jego ostatnia ironiczna wypowiedź radiowa o kosmitach, którzy być może spowodowali katastrofę pod Smoleńskiem…
Za każdym razem jestem w szoku, słysząc co on wygaduje. On musi chyba naprawdę panicznie się czegoś bać. Gdy ostatnio słyszałam jego wypowiedzi w związku z ekshumacją, patrzyłam na jego rozdygotanie, pytałam w duchu – czego się boisz? Nie mogę też zrozumieć zachowania innych byłych ministrów obrony narodowej Onyszkiewicza i Klicha. Pan Klich pogratulował mi pięknego miejsca na cmentarzu, pan Onyszkiewicz zaś w styczniu na manifestacji KOD-u mówił drwiąco, że jedni zginęli w katastrofie, a drudzy w zamachu. Temu horrorowi jesteśmy poddawani od ponad sześciu lat. Czy pan Komorowski i były minister obrony narodowej Bogdan Klich naprawdę uważa, że nie ponosi żadnej odpowiedzialności za śmierć tylu generałów? Pan Komorowski przez całe lata był przy wojsku, przewodniczącym komisji obrony narodowej, ministrem obrony narodowej, zwierzchnikiem sił zbrojnych, a co zrobił, żeby najwyżsi rangą żołnierze nie zginęli, a jak zginęli, to co nam wyjaśnił? Przecież, nawet gdy ktoś umiera w domu w trakcie jakiegoś wypadku, to prokuratura sprawdza, czy nie było w tym udziału osób trzecich, wykonywana jest sekcja zwłok. A gdy wydarzyła się tak ogromna katastrofa, to nie wiemy nawet tego, gdzie naprawdę zostali pochowani nasi bliscy. Nie mamy wraku samolotu, czarnych skrzynek, jest kilkanaście taśm z nagraniami, a każda inna.
Tu koniecznie trzeba przypomnieć, że poprzedni sejm przegłosował głosami koalicji PO-PSL wniosek o nie sprowadzanie do Polski wraku tupolewa. Co mieć pretensje do Rosjan, skoro nasi reprezentanci jeszcze gorsi… Czy potrafisz pokonać ból, który na pewno pojawi się w chwili ekshumacji?
Długo się nad tym zastanawiałam, rozmawiałam sama ze sobą także nad grobem męża prosząc, by podpowiedział, jak mam postąpić. Doszłam do wniosku, że sumienie nie pozwala mi pogodzić się z tym, co jest. Nie potrafiłabym żyć w kłamstwie, oznaczałoby to bowiem przystanie na to, co oni robili i mówili przez prawie siedem lat okłamując nas na każdym kroku. Nawet nikt nie zapytał, jak się czujemy… Przeszkadzały im nawet kwiaty i znicze składane po katastrofie na Krakowskim Przedmieściu. (…)
Trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że największym beneficjentem katastrofy smoleńskiej okazał się właśnie Bronisław Komorowski. Odniósł w jej następstwie największe polityczne zwycięstwo – został prezydentem.
Obecna opozycja uparcie przerzuca winę za wszystko na Jarosława Kaczyńskiego. Według nich to on koniecznie domagał się ekshumacji. Przecież ja jestem w kontakcie z rodzinami smoleńskimi, zgodę na ekshumację wyraziła – jak już mówiłam – większość.
Wydaje mi się, że właśnie teraz egzamin zdają bliscy ofiar. Egzamin z miłości, z przywiązania, z gotowości do obrony honoru. Swoim postępowaniem, które jest swego rodzaju probierzem, tak naprawdę dają świadectwo o sobie. Ich bliscy, którzy zginęli, nie mogą się już bronić, nie mogą sami dociekać prawdy, dlatego ci, którzy pozostali są teraz – lub nie – ich rzecznikami w sprawie, obrońcami ich dobrego imienia.
Są osoby, które mimo upływu lat nadal całkowicie nie mogą zaleczyć ran, to prawda. Ale są i tacy, którzy nie zgadzają się, żeby być po prostu na przekór panu Jarosławowi Kaczyńskiemu, chcąc mu dokuczyć. Weźmy ostatni przykład; Lech Wałęsa umieścił na swoim facebooku zdjęcia – swoje, Kwaśniewskiego i Komorowskiego, każde z nich podpisując „prezydent RP”, a pod zdjęciem Lecha Kaczyńskiego umieścił podpis „morderca 95 osób”. Czy to jest normalne? Czy tak powinna się zachowywać była głowa państwa? Panie Prezydencie Wałęso, jeśli ma Pan dowody, to proszę nam je przedstawić.
Że to nie jest normalne, to oczywiste, ale trzeba zdać pytanie, dlaczego takie zachowanie pozostaje bezkarne? Dlaczego takie rzeczy można bezkarnie mówić i pisać? Muszę przyznać, że ja osobiście mam duże pretensje o tak daleko posuniętą bezkarność.
Też tego nie rozumiem. Przez ostatnie 8 lat poprzednich rządów można było pisać i mówić bezkarnie wszystko przeciwko nam rodzinom, największe chamstwo było, ale i jest tolerowane. Gdyby pan Jarosław Kaczyński wystosował odpowiednie pismo do sądu, pierwsza bym się pod nim podpisała. Bo choć w katastrofie smoleńskiej zginął mój ukochany mąż, to nigdy nikogo nie oskarżałam, nie mówiłam, że był to wybuch czy zamach. Ja po prostu tego nie wiem. Jednak muszę zapytać, gdzie na świecie był podobny przypadek, że ginie 96 najważniejszych osób w państwie, a państwo to nie jest zainteresowane dogłębnym wyjaśnieniem przyczyn tak ogromnej tragedii?
(…)
Jest to tylko fragment rozmowy. Całą można przeczytać w aktualnym numerze miesięcznika „Wpis” (nr 11).
Rozmawiała Jolanta Sosnowska