"Katastrofa prezydenckiego tupolewa 10 kwietnia 2010 roku należy do bardzo dobrze udokumentowanych katastrof" – pisze Paweł Wroński na łamach "Gazety Wyborczej".
Dziennikarz nie zgadza się ze zdaniem Bogdana Rymanowskiego, który stwierdził, że wciąż nie wiadomo, co tak naprawdę stało się pod Smoleńskiem. Wroński jednak wie co się stało.
"Katastrofa prezydenckiego tupolewa 10 kwietnia 2010 roku należy do bardzo dobrze udokumentowanych katastrof. Zachowała się dokumentacja, czarne skrzynki – te z odsłuchu kabiny, które są w Rosji, i te z zapisem działania mechanizmów samolotu, które są w Polsce" – pisze dziennikarz.
"Wiemy, jakie decyzje wydano, jakich nie wydano. To nie jest zeszłoroczny wypadek malezyjskiego Boeinga 777, który zaginął na Pacyfiku" – przekonuje.
Jak dodaje, niemal od początku wiadomo, że wina za katastrofę leży po stronie pilotów, złych warunków atmosferycznych, ale nie tylko...
"Oś politycznego sporu wokół katastrofy leży gdzieś indziej. Chodzi i odpowiedzialność za to co się stało. Dlaczego 96 osób straciło tam bezsensownie życie. Jeśli przyjmiemy wersję katastrofy, to jej przyczyną jest polityczna rywalizacja w rozpoczynającej się kampanii prezydenckiej, pycha, nadgorliwość i niekompetencja, która nakazała podjęcie nieuzasadnionego ryzyka" – ocenia Wroński.
Dlatego – w jego opinii – potrzebna jest wersja zamachu, spisku Tuska i Putina oraz sytuowania katastrofy smoleńskiej w wymiarze narodowej ofiary.