Wieczornym gościem programie „W Punkt” była dr Magdalena Ogórek, historyk kościoła, dziennikarka, publicystka. Duża część rozmowy dotyczyła dymisji Bartłomieja Misiewicza.
– To bardzo skomplikowana sytuacja. Ja na nią patrzę inaczej, z uwagi na to, co sama przeżyłam w kampanii prezydenckiej. Doskonale znam mechanizmy jakimi posługuje się np. Ringier Axel Springer, który dopadając ofiarę na przestrzeni wielu miesięcy kreuje wizerunek, używając prawidła, które zawsze się sprawdza, że wielokrotnie powtarzane hasło staje się prawdą. Stosowane są takie chwyty, które padają na podatny grunt. Wobec kobiet gra się stereotypami, z kolei w przypadku Bartłomieja Misiewicza próbowano grać jego funkcją – powiedziała Magdalena Ogórek.
– Po wielu tygodniach budowania obraz, żeby było jasne, Misiewicz był obciążeniem wizerunkowym dla PiS-u i na pewno trzeba było coś z tym fantem zrobić, natomiast na etapie rzecznika MON-u nie wierzę, żeby ktoś miał mu coś do zarzucenia merytorycznie. Nie popełnił żadnego błędu, swoje obowiązki pełnił dobrze. Pojawiały się prześmiewcze, ironiczne artykuły „Faktu”, mówiące, że były aptekarz jest rzecznikiem Ministerstwa Obrony Narodowej. Problem leży w tym, że tę kampanię należało kiedyś zatrzymać. Zwróćmy uwagę na kampanię parlamentarną i prezydencką PiS-u, które były rozegrana świetnie, była reakcja na tego typu mechanizmy. One były odpowiednią reakcją PR-ową hamowane, w przypadku Bartłomieja Misiewicza tego zabrakło, machina się sama napędzała. A wystarczy trochę pomyśleć – dodała doktor Ogórek.
– Zwróćmy uwagę na historię o dyskotece w Białymstoku. Nagle wszyscy o 6 rano wstali, uczestnicy tej dyskoteki i jednogłośnie mieli pomysł, żeby zadzwonić do „Faktu” i podzielić się wizją tego co było na imprezie? Później okazało się, że ten artykuł był wynikiem jakiegoś wpisu na blogu, gdzie autor wielokrotnie wypisywał nieprawdziwe informacje związane z Misiewiczem. To się już nie przedostawało do opinii publicznej. Na bezrybiu i rak ryba. Gdy opozycja nie miała żadnych merytorycznych odniesień, żadnych merytorycznych argumentów, trzeba było szukać swoich wytrychów. Zabrano się za Bartłomieja Misiewicza ze względu na przypadkowe zdarzenia i okazało się, że temat „żarł”, jest takie brzydkie określenie w PR. Zaczęto to więc medialnie podsycać. W końcu uzyskał efekt kuli śniegowej. Wszscy musimy przyznać, że jak w świat idzie informacja, że ktoś dostanie około 50 tysięcy miesięcznie i służbowa limuzynę, to na pewno wielu z nas chwyci się za sercie, z kolei mieliśmy znowu do czynienia z brakiem precyzyjnych informacji. Widziałem, że dementowano te informacje, ale nie poszły za tym wyjaśnienia, co miał robić w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, za ile, bo o to mieli dziennikarze prawo pytać, bo to jest przecież z naszych podatków – zakończyła gość programu.
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
Najnowsze
Zapewniali, że jak wygra Trump, wyjadą z USA. Czy amerykańscy celebryci spełnią teraz swoje zapowiedzi?