Generał ograniczał Trumpa? „Zachowuje się jak sześciolatek z napadem złości”

Artykuł
Gen. Mark Milley miał przekazać dowódcom armii, by bez jego wiedzy nie wykonywali rozkazów wydanych przez Donalda Trumpa
Fot. Twitter/@eha_news

Najwyższy rangą wojskowy w USA dowódca gen. Mark Milley miał podczas tajnego spotkania przekazać przedstawicielom sił zbrojnych, by ci bez jego wiedzy nie wykonywali rozkazów o użyciu siły i broni jądrowej wydanych przez ówczesnego prezydenta Donalda Trumpa. Wojskowy miał obawiać się o mentalny stan zwierzchnika - donoszą dziennikarze Bob Woodward i Robert Costa.

Jak podaje telewizja CNN, która uzyskała fragmenty książki pt. "Peril" (pl. niebezpieczeństwo) przed planowaną na 21 września premierą, Woodward i Costa opisują tajne spotkanie w Pentagonie, dwa dni po ataku na Kapitol, podczas którego Milley miał polecić wojskowym, by nie wykonywali rozkazów o działaniach wojennych bez jego zgody. 

- Niezależnie od tego, co wam powiedzą, postępujcie zgodnie z procedurą (...) I ja jestem częścią tej procedury - miał powiedzieć generał, oczekując od każdego z osobna jasnego potwierdzenia. 

Woodward i Costa piszą, że Milley mógł przekroczyć swoje uprawnienia, ale uważał że działał w dobrej wierze, by „zapewnić, że nie dojdzie do historycznego pęknięcia porządku międzynarodowego, przypadkowej wojny z Chinami i innymi państwami i użycia broni atomowej”.

Według dziennikarzy Milley był poważnie zaniepokojony mentalnym stanem Donalda Trumpa w ostatnich dniach prezydentury i obawiał się, że będzie on usiłował pozostać przy władzy. 

Jak podaje "Washington Post", Milley miał też odbyć dwie nieoficjalne rozmowy ze swoim chińskim odpowiednikiem, gen. Li Zuochengiem, próbując rozwiać obawy Pekinu o możliwy atak USA tuż przed wyborami w 2020 r. i po szturmie na Kapitol

„Jeśli zaatakujemy, zadzwonię do pana przed czasem. To nie będzie niespodzianka” - miał powiedzieć chińskiemu generałowi Milley. 

Doniesienia Woodwarda i Costy wskazują, że nie byli oni jedynymi, którzy obawiali się zamachu stanu ze strony Trumpa. Gdy były prezydent odmówił uznania wyników wyborów, ówczesna dyrektor CIA Gina Haspel miała być przekonana, że USA są „na drodze do prawicowego puczu”.

„To wszystko to szaleństwo. On się zachowuje jak sześciolatek z napadem złości” - autorzy cytują Haspel.

Nadzwyczajną czujność miał deklarować też szef Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) Paul Nakasone. 

Woodward i Costa opisują też rozmowę Trumpa i wiceprezydenta Mike'a Pence'a z 5 stycznia, na dzień przed atakiem na Kapitol. Ówczesny prezydent miał naciskać na Pence'a, by odmówił uznania rezultatów wyborów zatwierdzonych przez Senat. Pence miał odpowiedzieć, że „jedna osoba nie powinna mieć takiej władzy".

„Ale czy nie byłoby prawie fajne mieć taką władzę?” - miał usłyszeć wiceprezydent. Według książki Trump zagroził Pence'owi, że „nie będzie już jego przyjacielem”.

Autorzy piszą również, że jedną z głównych ról w wydarzeniach przed 6 stycznia miał odegrać były doradca Trumpa Steve Bannon. Działacz, który został zwolniony przez Trumpa z funkcjigłównego stratega Białego Domu jeszcze w 2017 r., miał przekonać prezydenta, by wrócił do Waszyngtonu ze swojej posiadłości na czas demonstracji jego zwolenników. 

- 6 stycznia pogrzebiemy Bidena, k... pogrzebiemy go - dziennikarze cytują rzekome słowa Bannona.

 

Źródło: PAP

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy