"Zapytajcie swoje córki". Merz przestał się hamować ws. przestępczości imigrantów

Oczywiście, nadal mamy ten problem w krajobrazie miejskim i dlatego minister spraw wewnętrznych pracuje obecnie nad umożliwieniem i przeprowadzeniem deportacji na bardzo dużą skalę - tymi słowami wypowiedzianymi kilka dni temu kanclerz Niemiec Friedrich Merz wywołał gorącą debatę o powiązanych z migrantami problemach w „krajobrazie miejskim” Niemiec. Wiadomo o co chodzi, o wzrost przestępczości, w tym ataków seksualnych na kobiety.
"Nie mam nic do odwołania"
Krytycy z opozycyjnych partii Zielonych i Lewicy, a także ze współrządzącej SPD oskarżyli Merza o podsycanie uprzedzeń i pogłębianie podziałów społecznych - jak to zwykle bywa, gdy lewicowcy wolą żyć ideologią niż przyjrzeć się faktom. Po kilku dniach zapytany przez jednego z dziennikarzy o to, czy chce odwołać tamte słowa, kanclerz powiedział:
Nie wiem, czy ma pan dzieci. A jeśli wśród nich są córki, to proszę zapytać córki, co mogłem przez to powiedzieć. Podejrzewam, że otrzyma pan dość jasną i jednoznaczną odpowiedź. Nie mam nic do odwołania. Przeciwnie i to podkreślam: musimy tu coś zmienić. Nad tym pracuje minister spraw wewnętrznych i będziemy to wdrażać
- zaznaczył.
Oficjalne statystyki Federalnego Urzędu Kryminalnego (BKA) pokazują, że w 2024 roku na 100 tys. Niemców w wieku od ośmiu lat przestępstwa popełniło 1878, podczas gdy wśród osób z pochodzeniem migracyjnym liczba ta wyniosła 5091. BKA dodaje, że za wyższy odsetek odpowiada przede wszystkim grupa młodych uchodźców płci męskiej, często pochodzących z obszarów konfliktów wojennych, traumatyzowanych i nierzadko odizolowanych w Niemczech.
Ci, którzy na demonstracjach pod Bramą Brandenburską i przed siedzibą CDU w ostatnich dniach skandowali: 'jesteśmy miejskim krajobrazem' i 'jesteśmy córkami', nie byli ani jednym, ani drugim: to po prostu dobrze znany lewicowo-zielony berliński biotop z Fridays-for-Future Luisy Neubauer zmobilizował się przeciw kanclerzowi i jego słowom o miejskim krajobrazie. Aby dopełnić absurdalności tego założenia, protest przed Domem Konrada Adenauera nazwano nawet 'wiecem feministycznym'. Tak jakby to nie kobiety i dziewczęta cierpiały najbardziej z powodu faktu, że wraz z niekontrolowaną migracją do Niemiec dotarł również obraz kobiet, który kpi ze wszystkiego, o co walczyły pokolenia feministek
– ocenia bawarski „Münchner Merkur”.
Ale Merz ma rację, nawet jeśli dziesięć lat po 2015 roku niektórzy nie chcą tego przyznać. Krajobraz miejski się zmienił, a cudzoziemcy odegrali w tym znaczącą rolę. Każdy, kto na poważnie twierdzi, że sytuacja na Dworcu Głównym w Norymberdze jest taka sama jak dziesięć lat temu, ignoruje rzeczywistość. To nie było i nie jest normalne, gdy w Sylwestra ratownicy w Berlinie byli atakowani, a setki kobiet na Placu Katedralnym w Kolonii były napastowane. Dziesięć lat temu nie trzeba było stawiać pachołków wokół jarmarków bożonarodzeniowych z obawy przed atakami. Wszystko, co prowadzi do zmian w krajobrazie miejskim – podobnie jak konieczność ochrony synagog i innych instytucji żydowskich przez funkcjonariuszy policji – ma wiele wspólnego z migracją
– pisze „Nürnberger Zeitung”.
Źródło: Republika, DW
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X
Polecamy Sejm
Wiadomości
Najnowsze
