Około tysiąca osób pozostało późnym wieczorem przed ambasadą Rosji w Kijowie, domagając się, by poniosła ona odpowiedzialność za śmierć 49 wojskowych w samolocie transportowym, zestrzelonym przez prorosyjskich separatystów w Ługańsku.
Demonstranci żądają, by personel ambasady niezwłocznie opuścił Ukrainę, a Moskwa oficjalnie przyznała, że prowadzi wobec niej wojnę.
- Chcemy, by rosyjska ambasada, która jest centrum antyukraińskiej działalności, natychmiast pozostawiła terytorium Ukrainy. Rosja powinna także przyznać, że prowadzi wobec Ukrainy niewypowiedzianą wojnę – oświadczył jeden z aktywistów, którzy spotkali się z drugim sekretarzem ambasady, Igorem Szpowałem.
Demonstranci, którzy zgromadzili się w sobotę przed ambasadą Rosji w Kijowie, rzucali w nią jajkami i farbą, przewracali samochody dyplomatyczne i rzucali świece dymne.
Ludzie zablokowali wejście do budynku. Jeden z protestujących zdjął rosyjską flagę, podczas gdy tłum wykrzykiwał: "Faszyści!". Zgromadzeni przewrócili co najmniej siedem samochodów z dyplomatycznymi tablicami rejestracyjnymi, które były zaparkowane przed placówką. Powybijano kilka szyb, rzucano świece dymne. Milicja nie reagowała.
"Koniec z mieszaniem się Rosji w sprawy wewnętrzne Ukrainy", "Rosja zabójca", "Kreml, precz z łapami" i "+Nie+ dla negocjacji z Putinem" - głosiły transparenty.
W sobotę prorosyjscy separatyści zestrzelili samolot transportowy Ił-76, gdy podchodził do lądowania na lotnisku w Ługańsku na wschodzie Ukrainy. Zginęło 49 lecących nim osób.
CZYTAJ WIĘCEJ: