Co najmniej 142 osoby zginęły, a 351 zostało rannych w trzech samobójczych zamachach bombowych na dwa meczety w stolicy Jemenu, Sanie - podało jemeńskie ministerstwo zdrowia, na które powołuje się AFP. Do ataków przyznało się Państwo Islamskie w Jemenie.
Dochodzą sprzeczne doniesienia na temat liczby ofiar śmiertelnych i rannych. Był to jeden z najkrwawszych ataków w ostatnim czasie w stolicy Jemenu. Zdecydowanie potępił je Biały Dom i sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun. Do zamachów doszło podczas południowych modłów. W centrum Sany znajdują się meczety, w których modlą się głównie szyici. Szyitami są członkowie ugrupowania Huti, kontrolującego stolicę i duże obszary na północy Jemenu.
Lokalne media apelują do mieszkańców Sany o przekazywanie szpitalom krwi dla poszkodowanych w ataku. Dżihadystyczna organizacja zbrojna Państwo Islamskie, która opanowała w ciągu ostatnich miesięcy znaczne obszary Iraku i Syrii, przyznała się w internecie do przeprowadzenia ataku; komunikat podpisała filia Państwa Islamskiego w Jemenie. Islamiści zagrozili serią kolejnych ataków na Hut. Tymczasem Biały Dom oświadczył, że nie ma wskazań, iż zamachy przeprowadziła jemeńska odnoga IS. Rzecznik Białego Domu Josh Earnest poinformował, że amerykańskie władze sprawdzają, czy IS ma struktury dowódcze, które byłyby w stanie koordynować taki atak.
Earnest zastrzegł, że IS często bierze na siebie odpowiedzialność za przeprowadzenie zamachów z czysto propagandowych pobudek. Wciąż jednak - jak zastrzegł - atak pokazuje, że każdy w regionie, włącznie z muzułmanami, stoi w obliczu zagrożenia ze strony IS. Złożone z sunnickich fundamentalistów IS uważa szyitów za heretyków, którzy za odstępstwo od wiary zasługują na śmierć. Rzecznik dodał, że wciąż nie ma oczywistych dowodów, iż środowy atak na Muzeum Bardo w stolicy Tunezji, Tunisie, także przeprowadziło IS. W ataku tym zginęły 23 osoby, w tym 20 zagranicznych turystów, wśród nich trzech Polaków.
Zamachy w Sanie nastąpiły w czasie, gdy drugi dzień z rzędu pałac prezydencki w Adenie na południu kraju był ostrzeliwany przez niezidentyfikowane samoloty - pisze Reuters. Dwa samoloty, które zrzuciły bomby na teren, na którym m.in. znajduje się rezydencja prezydenta, ostrzelano z broni przeciwlotniczej. Źródła prezydenckie podały, że szefowi państwa nic się nie stało.
Obecna dezorganizacja aparatu państwowego w liczącym 25 milionów mieszkańców Jemenie jest spuścizną po jego wieloletnich dyktatorskich rządach, czemu w 2011 roku kres położyła społeczna rewolta.
Czytaj więcej: