Około 30 tysięcy ludzi protestowało w Tbilisi przeciw polityce Rosji wobec separatystycznych republik na terenie Gruzji - Abchazji i Osetii Południowej. Demonstranci krytykowali gruziński rząd, zarzucając mu zbyt słabą obronę interesów narodowych.
Manifestację prowadzili politycy i aktywiści opozycyjnego Zjednoczonego Ruchu Narodowego (UNM). Partia ta zapowiedziała protest w październiku, po tym gdy Rosja zaproponowała Abchazji zawarcie wspólnego traktatu.
"Nie" dla okupacji", "Nie" dla aneksji", "Powstrzymać Rosję" – głosiły plakaty przyniesione przez protestujących, którzy przeszli centralną ulicą Tbilisi, aleją Rustawelego.
Przez łącze wideo z Kijowa transmitowano na telebimie przemówienie byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego. Oskarżył on miliardera Bidzinę Iwaniszwilego, założyciela rządzącej koalicji Gruzińskie Marzenie, że chce on, by Gruzja nie drażniła "niedźwiedzia" i "posłusznie szła za nim do jego nory – relacjonuje portal Civil.ge.
Nowy traktat proponowany Abchazji przez Rosję jest postrzegany przez Tbilisi jako krok w kierunku całkowitej aneksji tego regionu - pisze Reuters. Krytycy Gruzińskiego Marzenia zarzucają obecnym władzom, że nie chcą zbyt mocno krytykować potężnego sąsiada. Iwaniszwili odsunął UNM od władzy w 2012 roku, m.in. obiecując znormalizowanie stosunków z Rosją.
Premier Irakli Garibaszwili zapewnił w piątek, że celem Gruzji jest ściślejszy sojusz z zachodnimi demokracjami. Potwierdzam, że rząd wytrwale podąża drogą integracji europejskiej i euroatlantyckiej i że proces ten jest nieodwracalny – oświadczył w wydanym komunikacie.
Aneksja Krymu przez Rosję wywołała w Gruzji wspomnienia jej wojny z Rosją w roku 2008, po której Osetia Południowa i Abchazja ogłosiły - z poparciem Rosji - niepodległość.