Prezydent USA potwierdził, że nie chce angażować amerykańskich wojsk lądowych do walki z dżihadystami Państwa Islamskiego. Barack Obama stwierdził jednak, że należy brać uwagę różne scenariusze
Odnosząc się do pytań dziennikarzy Obama zaprezentował hipotezę, według której islamiści wchodzą w posiadanie broni atomowej i Waszyngton musi zareagować. Zapewnił, że w takim wypadku nie zawaha się wysłać wojsk do boju. - Dlatego wszelkie pytania (na temat angażowania sił lądowych) ograniczają się do analizy okoliczności. (...) Obecnie działamy w porozumieniu z naszymi sojusznikami takimi jak Australia i koncentrujemy się na szkoleniu sił bezpieczeństwa Iraku, aby mogły wykonywać zadania na lądzie - poinformował prezydent USA.
Obama odniósł się tym samym do pytań, które dotyczyły wypowiedzi amerykańskiego przewodniczącego kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA. Generał Martin Dempsey w zeszłym tygodniu podkreślił, że wykorzystanie wojsk lądowych Stanów Zjednoczonych do walki z IS jest brane pod uwagę. - Taką ma pracę - myśleć o różnych scenariuszach - ocenił amerykański prezydent.
Obama zaprzeczył wcześniejszym doniesieniom amerykańskich mediów, które informowały o możliwej zamianie strategii Waszyngtonu w sprawie syryjskiego konfliktu. Biały Dom, według telewizji CNN, miał dostrzec, że pokonanie IS bez pozbawienia władzy prezydenta Syrii Baszara el-Asada może być niemożliwe. Dlatego miał poprosić doradców o rewizję dotychczasowej polityki ws. Syrii. Prezydent USA powiedział w Australii, że nie bierze na razie pod uwagę takiej ewentualności, a jego doradcy na bieżąco analizują sytuację w Iraku i Syrii.