Co roku, w nowozelandzkim mieście Alexandra w regionie Otago na Wyspie Południowej, odbywa się polowanie na króliki. Zwolennicy odstrzału królików argumentują ten fakt tym, że te zwierzęta nie są naturalnym elementem fauny. Dodają, że ich nadmiarowa liczba stanowi zagrożenie dla rodzimych gatunków roślin i zwierząt.

Setki myśliwych gromadzą się w Aleksandrze w środkowym Otago, by polować na króliki. W tym roku polowanie odbyło się po raz pierwszy od 2017 roku. Trzyletnia przerwa spowodowana była przez ogromne susze, a później przez pandemię.

 Lokalny klub Alexandra Lions organizuje to wydarzenie od ponad 25 lat.

- To coś, na co z niecierpliwością czekamy z roku na rok - powiedział Dave Ramsay, przewodniczący klubu.

W tym roku w strzelaniu do zajęcy wzięło udział 25 grup po 12 strzelców w każdej. 

- To zawsze było polowanie na zajączki wielkanocne. Dla niektórych osób to kojarzy się ze świętami religijnymi, a także zabawą dla dzieci. Wiele dzieci bierze udział w naszym wydarzeniu - dodał Ramsay.

Zwierzęta ta nie są naturalnym mieszkańcem regionu Australii i Oceanii. Króliki sprowadziły na wyspy brytyjscy kolonizatorzy w XIX wieku., którzy przywieźli tylko kilka sztuk zwierząt. Jednak populacja, z braku naturalnych wrogów, szybko rozprzestrzeniła się na kontynencie australijskim i sąsiednich wyspach, w tym w Nowej Zelandii. 

Króliki stały się problemem dla tamtejszego środowiska. Groziło to katastrofą naturalną. Częściowym rozwiązaniem okazało się zarażenie królików śmiertelnym dla nich wirusem. 

Zwycięzcą trofeum za największą liczbę zastrzelonych królików w tym roku był zespół ,,Overkill", który ubił w sumie 1185, drugie miejsce drużyna ,,Hokonui A" z liczbą 1160 królików.