Uciekinierzy z Korei Północnej twierdzą, że młode kobiety, oddelegowane na igrzyska olimpijskie w Pjongczangu, poza dopingowaniem sportowców muszą też zaspokajać seksualne zachcianki towarzyszących im urzędników .
Grupa dopingujących dziewczyn nieoficjalnie nazywana jest też "zespołem dogadzania". Gdy nie służą oficerom politycznym i partyjnym hierarchom w czasie igrzysk, zmuszane są do usługiwania wysokim rangą członkom Politbiura – twierdzą uciekinierzy z Korei Północnej w rozmowie z Bloomberg News.
– Ta grupa dla kogoś z zewnątrz może wyglądać jak profesjonalny zespół artystewk, ale te kobiety muszą uczestniczyć w przyjęciach i spełniać seksualne zachcianki – mówi Lee So Yeon, wojskowa muzyk, która uciekła z kraju w 2008 roku.
42-latka twierdzi, że rola kobiet do towarzystwa podczas przyjęć partyjnego Politbiura to norma. Kim Hyung-soo, 54-latek, który zbiegł z Korei Północnej w 2009 roku w z synem-sportowcem, twierdzi, że atleci to osobiści więźniowie Kim Dzong Un.
– Podobnie jak ich trenerzy, wszyscy są więźniami jednego reżimu. Bo w Korei Północnej Kim i państwo to jedno. To samo tyczy się czirliderek. One też są jego niewolnicami. Żeby trafić do takiego zespołu, wybiera się osoby, które nie będą chciały zbiec. Osoby, których rodziny dowiodły swej lojalności wobec systemu - przekonuje Hyung-soo.
Dziewczyny przybyłe na igrzyska olimpijskie, poddane są 24-godzinnej kontroli. Nie mogą bez pozwolenia udać się do toalety czy zjeść posiłku. System jest szczelny, ponieważ elity Korei Północnej używają go od kilkudziesięciu lat. Krewny Kim Dzong Una, Lee Il-nam, który sam zbiegł w 1982 roku, napisał o "zespołach dogadzania" w książce "Królewska Rodzina Kim Dzong Ila".