Decyzja francuskiego sądu nie jest ani paranoiczna, ani zaskakująca. Ona jest prostą konsekwencją uznania, że osoby z Zespołem Downa nie mają prawa do życia, i że samopoczucie ich rodziców jest ważniejsze niż ich fundamentalne prawo do istnienia.
Wiem, że to co teraz napisałem może szokować, ale tak dokładnie jest. Francja wyciągnęła tylko wszystkie możliwe wnioski z uznania, że ludzi z Zespołem Downa być nie powinno, że są oni błędem, których aborcja ma zlikwidować, i przed którym chronić trzeba rodziców. Aby to dobrze uzasadnić trzeba zbudować system kłamstwa, w którym ludzie z Zespołem Downa to jakieś monstra, wychowanie ich to największy dramat, a aborcja to wielkie dobro, którego doświadczyć może kobieta, rodzina, a szerzej społeczeństwo.
Pokazanie prawdy o osobach z Zespołem Downa zniszczyłoby ten system kłamstwa. Ich uśmiechnięte buzie, uśmiechy ich rodziców, słowa o tym, co mogą i potrafią zrobić – to wszystko pokazałoby, że ich zabicie nie może być w żaden cudowny sposób usprawiedliwione, że jest to zwyczajne zabójstwo z wygody rodziców. I żeby do tego nie dopuścić trzeba uniemożliwić pokazanie prawdy, zakazać jej, zakazać już nie tylko istnienia, ale nawet własnego wizerunku ludziom, którzy są nieco tylko inni od nas. Wszystko zaś pod szczytnym hasłem obrony wolności wyboru. Wolności wyboru aborcjonistek, która odbiera wolność istnienia, pokazania się, ukazania swojej godności osobom z Zespołem Downa.
Jeśli szukać naprawdę wykluczonych to nie są to ani geje, ani transi, ani feministki, ale właśnie ludzie niepełnosprawni, którym – teraz Francja, ale logika aborcjonistów doprowadzi do takich wniosków także innych – odbiera się nie tylko prawo do istnienia, ale także do ujawnienia się. Ich miejsce, zdaniem aborcjonistów, jest w ściekach, gdzie spuszcza się ich ciała, w medycznych odpadach, którymi ogrzewa się miasta, a nie na billboardach. Francja tylko to pokazała, ujawniając najbardziej obrzydliwe, nazistowskie oblicze aborcyjnej eugeniki.
Tomasz P. Terlikowski