„Polityka prowadzona przez lokalne władze w Hamburgu, polityka „głaskania ekstremistów po głowie” stworzyła środowiska, w którym przestępcy mogą udawać miejskich Indian” - pisze na łamach „Die Welt” publicysta Peter Huth.
„Wyobraź sobie, że młodzi prawicowi ekstremiści zajmują stary budynek, malują graffiti na ścianach, wywieszają w oknach plakaty, najpewniej „Niemcy dla Niemców”, „Cudzoziemcy – wynocha!”, „Narodowy opór”. Zakładają drukarnię, drukują ulotki zachęcające do gwałtownych demonstracji, a umieszczony w piwnicy serwer obsługuje antysemicką platformę. W sklepikach na parterze można kupić pałki, proce i broszury, jak zrobić koktajl Mołotowa” - pisze Peter Huth. „Nie do pomyślenia? Tak, ponieważ to prawicowi ekstremiści” - dodaje.
Huth twierdzi, że w Hamburgu i Berlinie lewicowa ekstrema to chleb powszedni. „Polityka 'głaskania po głowie' lewicowych ekstremistów prowadzona przez władze lokalne stworzyła środowisko, w którym przestępcy mogą udawać miejskich Indian. To, co dzieje się teraz w Hamburgu, to konsekwencja ślepoty wobec lewicowych ekstremistów” - podkreśla publicysta.
W dalszej części tekstu Huth zaznacza, że w dalszym ciągu władze mają na sprawę zamknięte oczy i podkreśla, że burmistrz Hamburga. Olaf Scholz, musi zrezygnować. „Gdzie jest zdecydowane dystansowanie się od brutalnych przestępców? Gdzie są pokojowej demonstracje przeciwników szczytu G20 przeciw ideologicznych wandalom?” - pyta Peter Huth.
„Jak zwykle pojawia się wielu terrorystów z zagranicy. Ale ktoś ich zaprosił. Każdy, to czytał słowa „Welcome to Hell”, zauważył, że to, co się stało w Hamburgu było zaplanowane i zamierzone” - pisze Huth i dodaje, że taka „Kuschelpolitik” doprowadziła do powstania nowej generacji przestępców, dotowanych przez lokalnych polityków wspieranych przez łagodnych i litościwych sędziów.