Były dowódca sił zbrojnych Egiptu Abd el-Fatah es-Sisi uzyskał 93,3 proc. głosów w wyborach prezydenckich przeprowadzonych w ubiegłym tygodniu – poinformowała komisja wyborcza. Frekwencja wyniosła około 47 proc.
Sisi sprawował naczelne dowództwo nad siłami zbrojnymi, gdy w sierpniu 2013 roku odsunęły one od władzy wywodzącego się z islamistycznego Bractwa Muzułmańskiego prezydenta Mohammeda Mursiego. Właśnie obalenie Mursiego, po wielu miesiącach ulicznych protestów antyrządowych, przysporzyło Sisiemu popularności.
Był on zdecydowanym faworytem wyborów, które miały się pierwotnie zakończyć w ubiegły wtorek, przedłużono je jednak o jeden dzień z powodu niskiej frekwencji.
Znacznie niższa niż oczekiwana frekwencja stawia jednak pod znakiem zapytania społeczny mandat do przeprowadzenia potrzebnych reform - komentuje agencja Reutera.
By móc ubiegać się o urząd głowy państwa, Sisi zrezygnował pod koniec marca ze stanowisk ministra obrony i naczelnego dowódcy sił zbrojnych. Obserwatorzy wyrażali wątpliwości, czy w Egipcie istnieją warunki dla przeprowadzenia wolnych i uczciwych wyborów.
Król Arabii Saudyjskiej Abd Allah ibn Abd al-Aziz as-Saud wezwał kraje zaprzyjaźnione z Egiptem do udziału w konferencji donatorów na rzecz Kairu. Saudowie byli głównym sojusznikiem Sisiego i egipskiego rządu tymczasowego, odkąd armia obaliła Mursiego. Król zaapelował, by udzielić Egiptowi wsparcia gospodarczego, aby mógł "wyjść z mrocznego tunelu, w którym się znajduje". Pogratulował też prezydentowi elektowi "zaufania, jakie pokłada w nim lud Egiptu".
Kuwejt, Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie obiecały rok temu 12 mld dol. środków pomocowych dla Kairu, ale nie zapowiedziały na razie kolejnych donacji.