– Nawet nie mogę za bardzo mówić. Taki jestem skostniały z tego zimna - mówił Maciej Kot, który zajął 19. miejsce w konkursie na normalnej skoczni w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczangu.
- To, że przeprowadzono ten konkurs, to było nieporozumienie. Każdy sportowiec trenuje po to, żeby w tym najważniejszym konkursie rywalizować we w miarę równych warunkach. Dobrze byłoby, żeby w takich zawodach jako konkursy olimpijskie, które odbywają się raz na cztery lata, o medalach decydował poziom sportowy, a nie wiatr. To smutne dla zawodników - mówił Kot jeszcze w momencie, kiedy dwóch polskich skoczków znajdowało się na prowadzeniu po pierwszej serii konkursowej.
- To pokazuje też siłę naszej drużyny. Kiedy dwóch zawodników miało pecha, to dwóch kolejnych było w stanie walczyć o medale - dodał, a słowa te wypowiadał jeszcze w momencie, kiedy konkurs trwał. Jeszcze wtedy nie wiedział, że pech dopadnie też Kamila Stocha i Stefana Hulę i obaj ostatecznie wylądują poza podium.
- Schodząc po raz drugi z belki i czekając tak długo na oddanie skoku, czułem się trochę jak himalaista, który powoli zamarza. Nie było łatwo przetrwać. Na górze wiatr był bardzo mocny i niesamowicie zimny. Kiedy ruszyłem z belki, to czułem, że nie ma już takiego czucia w nogach - opowiadał Kot, który przyznał, że miał dobry wiatr w pierwszej serii, ale zaraz za progiem.
- Popełniłem drobny błąd. Zareagowałem i chciałem walczyć, ale na dole nie było tego noszenia. Nie było szansy odlecieć - dodał.
- Teraz trzeba wyciągnąć wnioski i sportową złość przekuć na motywację do dalszej walki. Mam nadzieję, że duża skocznia będzie dla nas szczęśliwsza - powiedział Kot.