Swoje skoki dedykuję Panu Bogu. Jemu zawdzięczam wszystko – podkreślił Kamil Stoch w wywiadzie dla miesięcznika „WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Czy choć raz, przy okazji zdobycia olimpijskiego złota, obędzie się od docinek?
Kamil Stoch wywalczył dziś złoty medal igrzysk olimpijskich w skokach narciarskich. Tym samym stał się jedynym polskim sportowcem, z trzema złotymi medalami na koncie.
Stoch nie stroni od słów, które u wielu mogą wywołać niemałą wściekłość. Potwierdza, że wyjątkowe miejsca w jego życiu stanowią wiara i Bóg. Niedawno podkreślił to po raz kolejny. – Robię tak zawsze od małego. Nie ze strachu, tylko z powodu wiary. Swoje skoki dedykuję Panu Bogu. Jemu zawdzięczam wszystko – tłumaczył zapytany, dlaczego przed wejściem na belkę zawsze żegna się znakiem krzyża.
W rozmowie polski skoczek mówił również o tym, że czasami – przed udziałem w konkursie – musi zrezygnować z udziału w niedzielnej mszy świętej.
– Przyznam, że niestety nie zawsze to się udaje. Ale do kościoła można iść także w sobotę. Tak było na przykład na igrzyskach olimpijskich w Soczi: z kolegami byłem w sobotę na mszy świętej w wiosce olimpijskiej, odprawiał ją ksiądz Edward Pleń, krajowy duszpasterz sportowców. A w niedzielę Pan Bóg dał mi złoty medal – mówił mistrz.