Marcin Kącki - dziennikarz "Gazety Wyborczej" napisał tekst w formie "spowiedzi". Zawarł w nim m.in. wątek relacji z kobietami. Fakt, początkowo artykuł ten wywołał falę podziwu dla Kąckiego - nie trwało to jednak długo. W zasadzie do czasu, gdy głos postanowiła zabrać jedna z jego ofiar. Karolina Rogaska opisała ze szczegółami, w jaki sposób była traktowana przez dziennikarza "Wyborczej". Na jaw wyszło również, że Kącki napisał artykuł po tym, jak został odsunięty od pracy ze studentami. I co teraz? Czy reklamodawcy "Wyborczej" zrezygnują z dalszej współpracy z gazetą?
Dziennikarz śledczy "Gazety Wyborczej" i jej magazynu "Duży Format" Kącki napisał tekst, w którym "rozprawił się ze swoimi demonami z przeszłości". Kwestia sumienia? Być może, bo było tam wiele o nadużywaniu alkoholu czy przygodnych relacjach z kobietami. Tekst - spowiedź dziennikarza w dużej mierze polegała na relacji z tego, w jaki sposób traktował płeć przeciwną.
Pisał między innymi o telefonie do jednej z dziennikarek, w relacji z którą, miał - jak sam relacjonuje - "przekroczyć granicę".
"Zadzwoniłem do tej kobiety, którą znałem jako młodą dziennikarkę z festiwalu literackiego, z tamtych lat, gdy dryfowałem jak marzanna. Powiedziała, co wtedy zrobiłem, że była zdziwiona, bo przecież znała mnie też z książek, w których ścigałem ludzkie bestie, że tak, siedzi w niej to, nazwała moje zachowanie przekroczeniem i powiedziała, że mam pamiętać, że nie znaczy nie. Krzywda wraca po latach, jeśli jest przerobiona, nazwana, dwie książki o tym napisałem, i nie dziwiłem się, że to wspomnienie latami nosiła", brzmi jeden z najłagodniejszych fragmentów tegoż artykułu.
Koniec milczenia...
I fakt - tekst w postaci spowiedzi dziennikarza wywołał wśród opinii publicznej ogromne emocje. Oczywiście (choć to mocno skrajne) nie brakowało pochwał dla dziennikarza za... "odwagę". Fala zachwytu minęła jednak po tym, gdy głos w sprawie zabrała Karolina Rogaska, czyli kobieta od opisywanego wcześniej telefonu.
"Nie mogę już milczeć, chociaż wiem, że może się to wiązać z linczem. Wiem, niestety, jak traktuje się ofiary. Ale mam już dość, jestem zmęczona kultem oprawców" - napisała Rogaska.
I dodała: "tym, że ludzie czytają tekst Kąckiego i biją mu brawo, nie zastanawiając się nad tym, co z tymi dziesiątkami ofiar, które w nim wymienia. Może przyjmują, że skoro powiedziały mu – zaskoczone jego telefonem – że „nie ma sprawy” to wszystko jest w porządku? Kobiety, które doświadczyły krzywdy wiele lat temu, mogą tak mówić, byleby mieć taką rozmowę z głowy".
"Męczy mnie ta manipulacja, usprawiedliwianie swoich złych zachowań, swoimi przeżyciami: robiłem źle, ale życie mnie źle potraktowało. Ja też mam za sobą dużo trudnych przeżyć – widzisz Marcin tobie zmarł brat, a mi siostra – nigdy nie pomyślałabym jednak, żeby traktować ten fakt jako usprawiedliwienie dla potraktowania kogoś innego źle. Jak robię coś źle, to po prostu przepraszam, nie szukając usprawiedliwień. Nie mówiąc przy okazji, ile innych rzeczy zrobiłam dobrze. Tak działają przeprosiny" - wskazała ofiara dziennikarza.
"To obrzydliwe"
Ofiara dziennikarza "Wyborczej", zwracając się wprost do Kąckiego, zapytała, dlaczego nie napisał jasno i klarownie, co robił w relacjach z kobietami.
"Czemu nie napisałeś, że moje wielokrotne NIE potraktowałeś jak niebyłe, czemu nie padło, jak rzuciłeś do mnie, że „teraz odmawiasz, a po 30-stce nie będziesz już tak wybrzydzać i będziesz ruchać się jak popadnie”? Jak za stosowne uznałeś rozebranie się i masturbację mimo mojego ewidentnego przerażenia? Obrzydliwe zachowanie. OBRZYDLIWE. Przepraszam za dosłowność, ale już nie mam siły na półsłówka", oceniła.
To jednak nie wszystko, gdyż kobieta odniosła się również do telefonu od dziennikarza "Wyborczej", opisywanego zresztą w tekście: - Kącki opisuje jak do mnie dzwonił i nawet w tym małym fragmencie mija się z prawdą. Pisząc, że wyrażałam zaskoczenie jego zachowaniem, bo przecież napisał tyle książek o krzywdzie. Nie wyrażałam. Tyle lat chodzę po świecie, że nie zaskakują mnie takie rzeczy. To on mówił o swoich książkach i że jako autor takich książek MUSI rozumieć i chce żeby mu wytłumaczyła, co zrobił nie tak. Nie padło przepraszam. Dopiero potem, raz w SMSie. I tak Marcin, mam na to dowód, bo naszą rozmowę nagrałam.
"Co więcej – po tej rozmowie miałam nawet poczucie, a dobra, zakopmy to z powrotem. Może rzeczywiście coś zrozumiał, może już nikogo nie skrzywdzi. Ale teraz mam poczucie, że ta rozmowa, te telefony, to było tylko kolejne „zbieranie materiału” do tekstu (...) I błagam, nie pytajcie mnie teraz: czemu tyle lat milczałaś? Jak nie wiecie to poczytajcie sobie o tym, co się dzieje w psychice ofiary. O wstydzie, którego nigdy nie powinny czuć, bo wstydzić się powinna tylko jedna osoba. O strachu, bólu, o chęci wycięcia sobie pamięci", napisała Rogalska.
Jej odpowiedź na tekst Kąckiego wywołała w sieci prawdziwe zamieszanie. Na Facebooku na wpis zareagowało ponad 5,2 tys. osób.
To koniec jego pracy ze studentami
Komunikat w tej sprawie pojawił się również na stronie Instytutu Reportażu, gdzie Kącki wykładał (Polska Szkoła Reportażu jest szkoleniem umiejętności organizowanym przez Fundację Instytut Reportażu).
"Karolina Rogaska jest absolwentką PSR i naszą koleżanką. Kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się, że została skrzywdzona przez Marcina Kąckiego. Odsunęliśmy go od pracy ze studentkami i studentami PSR, poinformowaliśmy go o powodach tej decyzji. Wczoraj opublikował na łamach „Gazety Wyborczej” tekst-wyznanie, a dziś swoją odpowiedź na ten tekst na swoim FB zamieściła Karolina Rogaska. Karolino, wspieramy Cię, jesteśmy z Tobą. Wierzymy w to, co mówisz, i szanujemy Twoją odwagę", czytamy w komunikacie, podpisanym m.in. przez Mariusza Szczygła.
Teraz nasuwa się jedno podstawowe pytanie - czy w związku z tak dużym seks-skandalem w "Wyborczej", reklamowcy zareagują?