13 października bielski sąd okręgowy ogłosi wyrok w sprawie Piotra Sz., który odpowiada za zamordowanie ze szczególnym okrucieństwem swojej żony Izabeli, która była w szóstym miesiącu ciąży. Prokuratura domaga się dożywocia; obrona prosi o łagodny wymiar kary.
Dziś strony wygłosiły mowy końcowe. Prokurator Małgorzata Moś-Brachowska, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych mec. Łukasz Hałatek, a także siostra ofiary Monika L., byli zgodni, że Piotr Sz. powinien otrzymać karę dożywotniego więzienia. Według prokuratury warunkowe zwolnienie mogłoby nastąpić po 40 latach. Mec. Hałatek nie miał wątpliwości, że ta zbrodnia jest jedną z najokrutniejszych, jaka miała miejsce w ostatnich latach w Polsce.
Prokurator Moś-Brachowska wskazywała m.in. na głęboką demoralizację oskarżonego. W miesiącach poprzedzających morderstwo pastwił się nad ofiarą. Krok po kroku z premedytacją zmierzał do zabójstwa. W jego odczuciu był to sposób, aby zakończyć związek z zamordowaną i związać się z kochanką. Przez dłuższy czas pomawiał kobietę i psuł jej opinię w środowisku.
Zdaniem śledczej, ofiara – Izabela Sz., pracownica ośrodka opieki społecznej, będąca w ciąży, próbowała ratować związek. Znajomi uważali ją za osobę empatyczną i dobrą. – Pomagała innym, ale sobie nie potrafiła pomóc – mówiła prokurator. W relacji z mężem starała się tonować emocje. Wierzyła, że narodziny dziecka, po wcześniejszych poronieniach, pomogą przywrócić życie rodzinne na właściwe tory.
Kluczowym dowodem w sprawie było nagranie audio, na którym została utrwalona ostatnia awantura i moment śmierci. Zdaniem oskarżenia, zachowanie Sz. wypełniało definicję wyjątkowego okrucieństwa. „Śmierć była powolna i dotkliwa, na raty. Trwało to 21 minut. (…) Mężczyzna przerywał duszenie, uderzał kobietę w głowę, słysząc, że jeszcze oddycha, ponownie dusił. Zarejestrowany został słaby głos kobiety. Błagała, gdy była jeszcze w stanie, o życie swoje i dziecka”.
Prokurator dodała, że polskie prawo otacza opieką dziecko w chwili urodzenia. Gdyby nie to, można byłoby mówić o podwójnym zabójstwie. Kobieta była w szóstym miesiącu ciąży. Dziecko mogłoby przeżyć przy pomocy lekarzy poza ciałem matki. – To nagie, bezbronne dziecko zginęło, bo ojciec miał inne plany życiowe. Problemem był rozwód z jego winy, alimenty na dziecko – mówiła.
Obrona nie kwestionowała winy Piotra Sz. w zabójstwie żony. Jej zdaniem, dowody nie potwierdzają jednak zarzutu o szczególnym okrucieństwie. Mecenas Justyna Kaczmarczyk wskazywała, że jej klient znajdował się w swoistym potrzasku. Miał romans, a relacje między małżonkami przypominały sinusoidę; raz było dobrze, innym razem fatalnie. – To powodowało kumulację złych emocji. Zabójstwo nie było zaplanowane – mówiła.
Na nagraniu audio, na którym zarejestrowany został moment śmierci, pada wiele oskarżeń kierowanych przez ofiarę w stronę męża. – Jest temat majątku i romansu. Pytania o to padają wiele razy. Emocje po dwóch stronach narastają. W pewnym momencie oskarżony – jak mówi – w amoku dopada i powala kobietę, zaczyna ją dusić. Brak jest dowodów, że wystąpiła premedytacja – wskazała mec. Kaczmarczyk.
Dodała, że nie można mówić „o duszeniu na raty”. – Według opinii biegłego, oskarżony, przystępując do duszenia żony, nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielkiej siły to wymaga – powiedziała.
Zdaniem obrony, małżonkowie starali się o dziecko od wielu lat. Oskarżony podjął się kolejnej pracy, by zapewnić lepszy byt rodzinie. Z zeznań świadków wynikało, że cieszył się z ciąży żony. Mec. Justyna Kaczmarczyk wskazywała, że po pewnym czasie relacje zaczęły się pogarszać. Tłem było m.in. to, że zbyt rzadko przebywał w domu. Mecenas przypomniała, że pracował na dwa etaty. Ofiara była też zazdrosna. Podejrzewała, że mąż ma romans.
Mecenas wskazywała zarazem, że w rozmowie ofiary z swoją siostrą, na kilka dni przed zabójstwem, nie mówiła ona nic o przemocy w domu. W tym czasie, zdaniem strony skarżącej, miała ona już występować. Był natomiast obecny temat rozwodu oraz nagrań kłótni, które kobieta zaczęła realizować. Zdaniem obrony miała się nimi posłużyć w sądzie.
Mec. Kaczmarczyk w mowie końcowej zaapelowała o możliwie łagodny wymiar kary. Wskazywała bowiem, że zabójstwo nie było zaplanowane, a nastąpiło w wyniku impulsu, który powstał po kolejnej kłótni małżonków. – To nie usprawiedliwia go, ale próbuję pokazać jego sposób myślenia – mówiła.
Piotr Sz. w ostatnim słowie przeprosił wszystkie bliskie mu osoby, które – jak mówił – „bardzo skrzywdził, zadał im ból i cierpienie”. – Przepraszam za to, co zrobiłem. Nie chciałem tego zrobić – powiedział łamiącym się głosem.
Do zabójstwa doszło 17 października 2019 r. Piotr Sz., wówczas funkcjonariusz straży miejskiej, wrócił do mieszkania. Z żoną Izabelą od pewnego czasu nie żyli zgodnie. Tego dnia również się pokłócili. Po awanturze udusił kobietę. Jej ciało owinął w folię. Później autem wywiózł je w okolice Dąbrowy Górniczej i porzucił w lesie. Poszedł jeszcze zagrać w piłkę, a następnego dnia poszedł do pracy. Dzwonił do teściowej, pytając o żonę. Zgłosił jej zaginięcie. Ruszyły poszukiwania.
Policjanci od początku nie dawali wiary podawanym przez mężczyznę okolicznościom zaginięcia. Informacje uzasadniały podejrzenie, że Piotr Sz. miał udział w zniknięciu. Mężczyzna został zatrzymany. 19 października przypadkowa osoba natknęła się na ciało kobiety. To była Izabela Sz. Piotr Sz. został aresztowany.
Piotr Sz. został oskarżony o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem, a także wcześniejsze fizyczne i psychiczne znęcanie się nad żoną. Mężczyzna przyznał się do morderstwa. Nie zgodził się, że działał ze szczególnym okrucieństwem. Nie przyznał się też do fizycznego i psychicznego znęcania się nad kobietą. Proces rozpoczął się 9 stycznia br.