Na dziś dwie sprawy. Najpierw dlaczego w 1918 odzyskaliśmy niepodległość.
Co roku 11 Listopada mamy szansę przypomnieć sobie jak ważne jest planowanie, praca organizacyjna i stawianie celów. Może z pozoru nieosiągalnych ale jeśli je podzielimy na mniejsze i będziemy sumiennie pracować. To być może i tam dojdziemy.
Zbyt rzadko mówimy o tym, że to nie romantyczne porywy, nie szaleństwo ale mrówcza i systematyczna praca doprowadziła Józefa Piłsudskiego i Romana Dmowskiego na “przystanek niepodległość”.
Przenieśmy się wyobraźnią w lata 80 i 90te XIX wieku. Wydaje się, że polscy patrioci są bez szans. Czwarte i piąte pokolenie Polaków wychowanych pod zaborami przyzwyczaiło się do niewoli. Przestało ją zauważać. W końcu można było zrobić karierę, założyć rodzinę. Spokojnie żyć nie naruszając prawa okupanta. Nie było źle. Bell epoque. Przytłaczająca większość podzielonego zaborami społeczeństwa nawet nie wyobraża sobie kolejnego powstania. Rzezi, zsyłek konfiskaty majątków.
Tymczasem dwaj prawie rówieśnicy: Józef Piłsudski i Roman Dmowski dostrzegli szansę. Może jeszcze za ich życia przydarzy się szczęśliwe rozdanie kart.
Ten z Wilna wiedział, że trzeba być gotowym. Mieć pieniądze, broń i ludzi w organizacji bojowej. Powstała Polska Organizacja Wojskowa, Strzelcy i Drużyniacy, wszyscy szykowali się do walki o tę nieistniejącą ale wymarzoną.
Ten z warszawskiego kamionka wiedział, że trzeba nauczyć lud, iż warto być Polakiem. Organizować chłopów, krzewić czytelnictwo polskiej książki i postęp techniczny. Narodowa Demokracja budowała fundamenty polskości. Bez masowego ruchu chłopów do Polskiego Wojska nie byłoby zwycięstwa w 1920r.
W 1914 nasi wrogowie wzięli się za łby i pierwszy raz od czasów napoleońskich pojawiła się w polityce “kwestia polska”. W 1918 cud. Odrodzona Polska. Dwie dekady później młodzież wychowana do odbudowy kraju wzięła broń do ręki i kolejny raz walczyła o wolność na wszystkich frontach świata. Być może bez tej ofiary bylibyśmy kolejną sowiecką republiką? Nie wiemy.
A dziś? Czy mamy plany dla naszego kraju na najbliższe sto lat? Wiemy do czego dążymy?
Spróbuję odpowiedzieć.
Polska ma być bezpieczna. Dosłownie na naszych oczach dniach muzułmanie z Turcji i Azerbejdżanu pokonali chrześcijan z Arcahu - odwiecznej siedziby tego starożytnego narodu..
Chrześcijański świat milczał. Prawosławna Rosja - milczała. Moskwa kosztem bezbronnych cywili zagrała w swoją geopolityczną gierkę. Wcześniej ci sami bandyci zniszczyli Syrię. Może dla nas też szykują takie scenariusze?
Na dziś bezpieczna Polska to NATO i sojusz z USA. Ale czy to wystarczy? Wiemy, w którą stronę pójdzie w przyszłości amerykańskie mocarstwo? Ktoś zagwarantuje nam lojalność sojuszników z NATO? Si vis pacem para bellum. Musimy być uzbrojeni i gotowi. Trzeba wychowywać młodzież, uczyć dorosłych. Budować więzi społeczne.
Czy to wystarczy? W podobnej sytuacji byli nasi przodkowie w czasach Kazimierza Wielkiego. Jako zabezpieczenie państwa zdecydowali się na współpracę z krajami ościennymi. Litwą, Rusią. Budowę wspólnoty dla wspólnych korzyści podziału ryzyka. Projekt przyniósł kilkaset lat spokoju i rozwoju.
A my co. Gorsi niż Polacy sprzed pół tysiąclecia? Trzeba postawić sobie trudny cel, podzielić pracę na etapy i realizować. Potrwa 50 lat, może 100. Ale warto. Stworzyć strukturę, gdzie każdy uczestnik będzie czuł, że zyskuje. Stworzyć i sprzedawać najlepszy towar świata: bezpieczeństwo.