– PiS nie praktykuje smoleńskiego radykalizmu. Jest jasne, że to tamtej stronie zależało na tym, by kampania prezydencka została sprowadzona do Smoleńska – mówił w "Prosto w oczy" Kazimierz Michał Ujazdowski.
Polityk mówił w rozmowie z Piotrem Goćkiem o tym, jak inna byłaby dziś Polska, gdyby katastrofa smoleńska nigdy się nie wydarzyła. – Polska byłaby zasadniczo inna. Nie tylko z uwagi na możliwość zwycięstwa wyborczego Lecha Kaczyńskiego, ale także na niepowetowany ubytek – mówił Ujazdowski wskazując na postaci niezwykle cenne dla polskiego życia publicznego, jak Tomasz Merta czy Władysław Stasiak.
Odnosząc się do wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej polityk stwierdził, że część obozu władzy liczyła zapewne, że społeczeństwo zapomni o Smoleńsku. W jego opinii tylko ludzie bez serca mogliby chcieć, aby Polacy zapomnieli o tych, którzy zginęli, aby nie próbowali poznać prawdy o ich śmierci.
– Gdyby kwestia smoleńska wygasła, oznaczałoby to, że to, co najgłębsze w narodzie, to co spaja wspólnotę, gaśnie. Nigdy nie zakładałem, że to będzie miało miejsce. Pragnienie prawdy jest bardzo silne – mówił.
Kazimierz Ujazdowski skomentował także ataki pod adresem swojej partii jakoby grała tą tragedią. – PiS nie praktykuje smoleńskiego radykalizmu. Jest jasne, że to tamtej stronie zależało na tym, by kampania prezydencka została sprowadzona do Smoleńska – ocenił.
– Tak rozumiem ten przeciek RMF FM, który dotyczy rzekomo nowych faktów. Byłem przekonany, że chodzi o awanturę i prowokację – przyznał. – Jeśli ktoś chce grać Smoleńskiem, to część obozu władzy, ta najbardziej zajadła i zdeterminowana – skwitował.