Mam już dość ciągłego czytania, że niemiecka kanclerz jest coraz bardziej wzburzona na Polskę i nie wyklucza sankcji. A już zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak podniecają się tym polscy dziennikarze.
I bynajmniej nie są tym zdenerwowani, oburzeni. Nie! Znacząca część z nich, jest zachwycona faktem, że kanclerz kraju, który kilkadziesiąt lat temu zniszczył nasz kraj, zrujnował naszą gospodarkę i wymordował znaczącą część naszych obywateli, teraz grozi nam nowymi sankcjami. A jeśli ktoś przypomni prawdę o tym, że Niemcy powinni wykorzystać swoją szansę i zwyczajnie wsadzić mordę w kubeł, zachowując dyskretne milczenie albo – jak to zasugerowali kibicie – zajmując się obroną swoich kobiet, a nie naszej demokracji, jest uznawany niemal za faszystę.
A ja, dla odmiany miałem piękny sen. Śniło mi się, i mam nadzieję, że „dobra zmiana” sprawi, że taki sen rychło stanie się rzeczywistością. I już niebawem przeczytamy najpierw mocne zachęty ze strony polskich dziennikarzy, by premier Rzeczypospolitej rozważył sankcję przeciwko Niemcom, a później jasne wskazanie, że premier (ktokolwiek nim będzie) najpierw wezwał kanclerz/a Niemiec do wyjaśnień, a obecnie zastanawia się, wraz z premierami Węgier, Chorwacji i Czech na dodatek, czy przypadkiem nie nałożyć na Berlin poważnych sankcji za zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy przez nieodpowiedzialną politykę imigracyjną, a także wykorzystywanie ekonomiczne innych państw. Piękny sen, i mam nadzieję, że do spełnienia. I tak szczerze to wolałbym, żeby polscy dziennikarze zajmowali się raczej takimi możliwościami, niż jak kolonialni kaprale cieszyli się z tego, że były okupant militarny i obecny ekonomiczny chce nas dociskać. Tak się nie buduje dumy z własnego kraju.
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
Najnowsze
Bliska współpracownica Tuska blokuje "Republikę" w KPRM, jej partner jest wydawcą w TVN24
TYLKO U NAS