Robert Sowa: Nie mam podstaw do oskarżania swojego personelu
– Gros personelu współpracuje ze mną od lat. Mamy asystentki, które pracują od dziesięciu lat, kucharzy, którzy przyszli ze starej firmy. Nie mam podstaw do oskarżenia kogoś – mówił szef restauracji, w której nagrano polityków.
– Zapytałem w niedzielę pana oficera, w którym miejscu jestem. On mi powiedział, że jestem dobrym kucharzem, mam fajną restaurację. Tylko, że i pan i ona znaleźliście się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. Dzisiaj wszyscy mówią, że to było zaplanowane – mówił na antenie TVP Info Robert Sowa, właściciel restauracji, w której nagrano m.in. Marka Belkę i Bartłomieja Sienkiewicza.
Sowa podkreślał, że jeśli rozmowa się odbyła, to musiała się odbyć w jego restauracji. – Ten lokal gościł wielu VIP-ów. Przyjeżdżały służby, BOR wypraszano nas z tego pomieszczenia, sprawdzano to pomieszczenie. Tym większe jest dla mnie rozczarowanie, że nie było to aż tak skuteczne, czy panowie aż tak bezpiecznie się tutaj czuli, że to sprawdzanie nie było aż tak dokładne – wyjaśniał, dziwiąc się, że tym razem służby nie sprawdziły wszystkiego jak należy.
Robert Sowa odrzucał też możliwość, że za podsłuchami stał ktoś z jego personelu. – Różne myśli mi chodzą po głowie. Gros personelu współpracuje ze mną od lat. Mamy asystentki, które pracują od dziesięciu lat, kucharzy, którzy przyszli ze starej firmy. Nie mam podstaw do oskarżenia kogoś – mówił właściciel restauracji Sowa & Przyjaciele.