Repolonizacja mediów – stan faktyczny i mrzonki. POZNAJ PRAWDĘ!
Kończy się lato 1993 roku, w słuchawce prominentnego działacza lewicy rozlega się głos Andrzeja Kuny z Wiednia - pisze Witold Gadowski w "Gazecie Polskiej".
Rozmawiają o działaniach, które mają doprowadzić do przyznania – przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji – pierwszej w Polsce koncesji na działanie prywatnej telewizji, która złamie monopol TVP na naziemne nadawanie na terenie całego kraju. W trakcie podsłuchanej przez austriackie służby rozmowy często pada imię: „Zygmunt”, pojawiają się treści mówiące o: „pękatej reklamówce”, pada pytanie o „Jolkę Kwaśniewską”. Słyszałem to wszystko, gdy funkcjonariusz Centralnego Biura Śledczego dał mi posłuchać kaset przesłanych z Austrii, które zostały przekazane do Polski – w ramach pomocy prawnej – w śledztwie prowadzonym przeciwko Bartłomiejowi Kunie. Dochodzenie prowadziła prokuratura w Lublinie i obejmowało fakty związane z wielkim przemytem papierosów na trasie Rosja–Niemcy. Ponad 160 kaset z nagraniami rozmów braci Kunów ze swoimi kontrahentami w Polsce trafiło do Lublina i tam zniknęło. Dziś nikt nie wie, co się z nimi stało.
Niewidzialna ręka medialnego rynku…
Po co o tym piszę? Bo te właśnie nagrania znakomicie pokazywały, w jakiej atmosferze kształtowały się media Trzeciej Rzeczpospolitej. Najpierw sprywatyzowano należący do PZPR koncern RSW „Prasa Książka Ruch”, który skupiał najpopularniejsze dzienniki ukazujące się w całym kraju. Zmiany polegały na tym, że na stanowiskach redaktorów naczelnych (np. Andrzeja Urbańczyka w „Gazecie Krakowskiej”) aparatczyków PZPR zastępowali aparatczycy wyznaczeni przez ludzi Kuronia, Michnika i Geremka.
W „Gazecie Krakowskiej” Urbańczyka zastąpił niejaki Tadeusz Pikulicki (był też wiceszefem „Dziennika TVP”, zastępcą towarzysza Jacka Snopkiewicza po odsunięciu od tej funkcji propagandysty „stanu wojennego” Marka Barańskiego). Pikulicki – obok m.in. Wojciecha Szczerby (dziś rezydującego w Londynie) – później był jedną z ważnych osób, które zabiegały o powstanie telewizji „Wisła”. Do zarządu „Wisły” wszedł m.in. niejaki Jarosław Potasz (zajmował się kolportażem „Gazety Krakowskiej” w czasach, gdy kierował nią Pikulicki). Przypadkowo oczywiście telewizja „Wisła” rychło stała się częścią składową telewizji TVN, która pierwotnie nie posiadała koncesji na ogólnokrajowe nadawanie i musiała posługiwać się koncesją „Wisły”.
Potasz do dziś zasiada we władzach TVN. Markę tej telewizji tworzyły natomiast osoby pokroju Milana Suboticia. Nie trzeba dodawać, że TVN – druga co do wielkości telewizja komercyjna w Polsce – także wywodziła się ze środowiska ludzi zaufanych dla peerelowskich służb specjalnych. Tak działo się z każdym znaczącym tytułem prasowym – który trafiał w ręce tzw. spółdzielni dziennikarskich. Koncesje na komercyjne telewizje zostały precyzyjnie rozdzielone pomiędzy środowiska postkomunistyczne.
Potem nastąpiła inwazja kapitału niemieckiego, który przejął własność większości tytułów wydawanej w Polsce prasy lokalnej. Niemcy stali się właścicielami największej stacji radiowej RMF FM, portali Onet i Interia. Panują na rynku taniej prasy kobiecej, posiadają największy dziennik „Fakt”. Jednocześnie wyrugowano z polskiego rynku medialnego większość inwestorów bez niemieckiego paszportu. Rząd dusz inteligencji przejęła neokomunistyczna „Gazeta Wyborcza”, której markę i popularność wykreowano, wykorzystując symbole „Solidarności”.
Polski układ medialny konserwują największe domy mediów, które są odpowiedzialne za planowanie masywnych kampanii reklamowych. Dzięki nim większość środków – na polskim rynku reklamy – trafia do mediów, które wyrosły z okrągłostołowego, postkomunistycznego rozdania. Taka sytuacja trwa – bez żadnej próby realnej zmiany – aż do dziś.
Repolonizacja?
Zadziwiający jest fakt, że przez cały okres III RP nie było próby obiektywnego zdefiniowania problemu, który trapi rynek medialny. Stało się to dopiero teraz. Jednak upolityczniona dyskusja nie wychodzi poza banalny zestaw obiegowych sloganów. Nikt nie zaproponował drogi do odzyskania przez polskie społeczeństwo wiodącej roli na rynku obiegu informacji i idei. Jak bowiem w praktyce sprawić, że polski kapitał stanie się znacząco obecny na naszym medialnym rynku? Co zrobić, aby był on obecny w nowych mediach i mediach elektronicznych?
CAŁOŚĆ CZYTAJ W NAJNOWSZYM NUMERZE "GAZETY POLSKIEJ"