Przemysł in vitro okłamuje katolików
Metoda ta została okrzyknięta przełomem w leczeniu niepłodności. Na 13 kobiet, sześć jest obecnie w ciąży. Ane vivo może i jest skuteczniejsze od metody in vitro, ale moralnie jest nie do obrony.
Ane vivo to metoda stosowana w zaledwie kilku krajach świata, w tym w Polsce. Po raz pierwszy głośno się o niej zrobiło w wakacje. Teraz dochodzą kolejne wiadomości. Sześć pierwszych Polek, na trzynaście, które skorzystały z tej metody, jest w ciąży. Pierwszych porodów można spodziewać się na przełomie maja i czerwca.
Metodę ane vivo od in vitro różni wiele. Do połączenia plemnika z komórką jajową dochodzi bowiem w ciele kobiety, czyli zachowane zostaje naturalne środowisko. Technicznie odbywa się to w ten sposób, że pobrany od ojca i matki materiał genetyczny zamykany jest w specjalnej perforowanej kapsule, która umieszczana jest w macicy kobiety. Dzięki mikrodziurkom do wnętrza kapsuły wnikają naturalne substancje odżywcze. I w takim środowisku powstają zarodki. Co oczywiście jest zdecydowanym plusem tej metody. Bo jest to zdrowsze dla dzieci.Zastosowana technika – jak czytamy na stronie kliniki wykonującej tego typu zapłodnienie - „pozwala na swobodny przepływ płynów, substancji odżywczych, komórek endometrium i innych składników komórkowych w celu interakcji między zarodkiem a środowiskiem matki”. Plus więc dla tej metody.
Kapsuła z macicy wyjmowana jest po 24 godzinach. Po kolejnych 2-4 dniach zarodki (już bez kapsuły) z powrotem wracają do macicy. I na tym etapie pojawiają się już wątpliwości moralne.
Po pierwsze, tak jak w przypadku in vitro, tak i w tym, podnoszona jest kwestia sposobu pobrania materiału genetycznego. Dochodzi do tego poza aktem seksualnym, w zdecydowanej większości przypadków, jeśli chodzi o mężczyzn, w drodze masturbacji, co już budzi opory moralne.
Po drugie, mimo że metoda zachwalana jest jako bardziej naturalna, bo zapłodnienie odbywa się w macicy, również i tu mamy działanie osób trzecich. Co prawda to nie człowiek łączy plemnik z komórka jajową, ale to on decyduje ile komórek zostanie w kapsule zamknie tych, ile nasienia tam trafi. Potem chwilowo człowiek nie ingeruje. Można powiedzieć, że działa natura. Przez 24 godziny w kapsule zamkniętej w macicy plemniki łączą się z komórkami. Potem znów wkracza człowiek, niczym Pan Bóg, i wprawnym okiem ocenia, czy wszystkie powstałe zarodki dobrze rokują, czy nie są uszkodzone. I wybiera – dobre na prawą stronę – za chwilę, dokładnie za 2-4 dni, z powrotem wrócą do macicy. Pozostałe – wadliwe – na lewą stronę. Co z nimi się stanie?
Powstaje także pytanie, co w sytuacji nadliczbowych zarodków? Tak jak w przypadku in vitro i tu pozostaje mrożenie. Albo ktoś się kiedyś po nie zgłosi, albo tkwić będą w lodówkach. Dożywotnio.
Sprzeciw moralny budzi takie działanie eugeniczne. Do ponownego wprowadzenia do macicy wybierane są tylko zarodki zdrowe. Zastanawiające jest też to, co przez te 2-4 dni dzieje się z zarodkami. Nie są przecież chwilowo w macicy. Czy tak jak w przypadku in vitro znajdują się w płynie laboratoryjnym imitującym naturalne środowisko? I czy nie pozostawia jednak taka ingerencja śladu na zarodku.W normalnych warunkach zarodek nie jest przecież wyjmowany, tylko cały czas znajduje się w macicy, w przypadku ane vivo jest wkładany, wyjmowany, znów wkładany. Czy takie zabiegi nie uszkodzą zarodka? Pytanie te same się nasuwają, kiedy czytamy opis tej metody. Opis dodajmy dość jednak ubogi w szczegóły. Odpowiedzi na te pytania nie znalazłam także na stronie kliniki oferującej tego typu zapłodnienie, znalazłam natomiast cenę, to ok. 11 tysięcy złotych. Cena dla wielu jednak zaporowa.
Metoda ta jest reklamowana jako bardziej naturalna i adresowana do kobiet, które mają różne zastrzeżenia do metody in vitro. „Cenią ją sobie szczególnie panie podchodzące do ciąży bardzo religijnie i emocjonalnie” –przekonuje prekursor tej metody w Polsce. Cóż, to jednak nadużycie, bo moralnie od in vitro ta metoda prawie się nie różni i tak jak in vitro budzi wiele wątpliwości moralnych. Pozostaje jeszcze świadome wprowadzenie pacjentek w błąd. Dla człowieka wierzącego metoda ta, podobnie jak in vitro, jest nie do przyjęcia.