Protest wyborczy Giertycha oddalony przez SN. Poseł KO brnie dalej: „To bzdura”

Roman Giertych dalej snuje opowieść o rzekomo sfałszowanych wyborach prezydenckich. Mimo że Sąd Najwyższy nie nadał dalszego biegu jego protestowi, poseł KO twierdzi, że „to bzdura” i zarzuca sędziom bezprawne działania. Jego narracja o tysiącach „przejętych” protestów wyborczych oraz podważaniu legalności Izby Kontroli Nadzwyczajnej trwa w bańce Platformy.
Sąd Najwyższy nie widzi podstaw
Sąd Najwyższy odmówił nadania dalszego biegu protestowi wyborczemu złożonemu przez posła KO Romana Giertycha. Jak ustaliło RMF FM, powodem miały być poważne braki formalne. Jednak sam zainteresowany stanowczo temu zaprzecza:
— To bzdura. Mój protest nie był jeszcze rozpoznany przez SN. Proszę nie wprowadzać w błąd — napisał Roman Giertych na portalu „X”.
Protest wyborczy posła KO został złożony dwa tygodnie temu i dotyczył domniemanych nieprawidłowości w II turze wyborów prezydenckich. Jego zdaniem procedura została przeprowadzona nielegalnie, a sama Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN nie powinna zajmować się protestami.
Roman Giertych twierdzi, że Sąd Najwyższy nie tylko nie rozpoznał jeszcze jego protestu, ale także, że „bezprawnie przejęto ponad 50 tysięcy protestów wyborczych obywateli”. Wpisy posła są próbą kontynuowania narracji o rzekomych masowych fałszerstwach wyborczych z inicjatywy prawicy.
Giertych był również inicjatorem masowej akcji drukowania i przesyłania do SN formularzy protestów wyborczych, które zyskały w sieci miano „giertychówek”.
Źródło: Republika, x.com
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X