Przyczyną pożaru w Domu Dziecka w Bełchatowie (woj. łódzkie) było najprawdopodobniej zwarcie instalacji elektrycznej. Dzieci i opiekunów ewakuowano jeszcze przed przyjazdem strażaków. Z powodu zadymienia budynek nie nadaje się teraz do zamieszkania - powiedział w piątek wieczorem PAP oficer prasowy PSP w Bełchatowie st. kpt. Michał Wieczorek.
Budynek Domu Dziecka w Bełchatowie (Łódzkie) został oddany do użytku po remoncie w marcu br. Straż Pożarna bada okoliczności i przyczyny czwartkowego pożaru.
"Z naszej wstępnej analizy wynika, że prawdopodobną przyczyną było jakieś przeciążenie, zwarcie w instalacji elektrycznej" - podkreślił w rozmowie z Polską Agencją Prasową Wieczorek. "My określamy jednak tylko przypuszczalną przyczynę wybuchu pożaru" - podkreślił.
Przekazał również, że ogień zauważono w bełchatowskim domu dziecka podczas kolacji. "Ewakuacja 19 osób - piętnaściorga dzieci i czworga opiekunów - odbyła się jeszcze przed przyjazdem strażaków" - mówił. "Opiekunowie zobaczyli, co się dzieje i przeprowadzili dzieci do sąsiedniej szkoły" - poinformował. "Nic się nikomu nie stało" - zapewnił.
Budynek nie nadaje się teraz do zamieszkania. "Tak dużo nie spłonęło, bo jeden pokój i częściowo korytarz, ale bardzo duże zadymienie spowodowało, że obecnie w budynku nie da się mieszkać" - powiedział PAP strażak.
Noc z czwartku na piątek dzieci spędziły w szkolnej bursie. Władze samorządowe zapewniły podopiecznym Domu Dziecka w Bełchatowie tymczasowe lokum i pomoc psychologiczną.