Negocjacje ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza z lekarzami były tak zaplanowane, by je zakończyć przed podsumowaniem przez premier Ewę Kopacz 100 dni rządu; wystąpienie premier nie mogło się odbyć w sytuacji "pożaru" - uważa ekspert ds. marketingu politycznego dr Norbert Maliszewski.
Zdaniem Maliszewskiego, były naciski na Arłukowicza ze strony premier, by proces negocjacyjny zakończyć przed posumowaniem 100 dni rządu. - Problemy z obszaru ochrony zdrowia nie mogły przesłonić pozytywnego przekazu. Na pewno była presja ze strony Ewy Kopacz, aby do kompromisu z lekarzami doszło. Fiaskiem posumowania byłoby, gdyby w tym samym czasie telewizje emitowały obrazki rodziców idących z dzieckiem z zapaleniem ucha zamiast do lekarza rodzinnego, na ostry dyżur i czekających tam na przyjęcie 9-10 godzin - powiedział PAP Maliszewski.
Polityk o niskim zaufaniu społecznym kontra autorytet lekarzy
Podkreślił, że przedłużający się pat w sprawie podpisania kontraktów z lekarzami z Porozumienia Zielonogórskiego nie służył ani ministrowi zdrowia, ani lekarzom. Jednak zdecydowanie więcej straciłby na nim Arłukowicz - uważa ekspert. - Jeśli porówna się autorytet polityka o niskim zaufaniu społecznym, jakim jest Arłukowicz, z autorytetem lekarzy, to widać, że minister zdrowia wojny propagandowej by nie wygrał - dodał. Podkreślił, że karierę ministra niewątpliwie zakończyłaby tragedia, do której mogłoby dojść podczas protestu lekarzy. - Taki przekaz przykryłby wszystko - ocenił Maliszewski.
Koniec negocjacji od początku zaplanowany na środę?
Według eksperta negocjacje pozycyjne prowadzone przez Arłukowicza od początku mogły być zaplanowane tak, by zakończyć je najpóźniej w środę. - Twardo obstawał przy swoim stanowisku. Naturalnym elementem takich negocjacji jest drobne ustępstwo, następnie powrót do rozmów i próba zawarcia kompromisu. To się stało – powiedział Maliszewski.
Jego zdaniem również milczenie Kopacz w sprawie konfliktu z lekarzami było wkalkulowane w proces negocjacyjny. - Zaangażowanie premier oznaczałoby osłabienie pozycji Arłukowicza, gdyż premier musiałaby się porozumieć z lekarzami ponad jego głową. Innym rozwiązaniem byłaby dymisja ministra zdrowia i przejęcie przez Kopacz inicjatywy- komentuje ekspert.
- Arłukowicz ugasił pożar, ale po nim i tak zostają zgliszcza. Zostaje poczucie, że negocjacje odbywały się kosztem pacjenta. Ten temat zdominuje bieżący tydzień - powiedział Maliszewski.
W środę Ministerstwo Zdrowia porozumiało się z lekarzami z Porozumienia Zielonogórskiego i w związku z tym lekarze zrzeszeni w PZ w środę otwierają swoje gabinety. Od początku 2015 r. większość przychodni podstawowej opieki zdrowotnej medyków zrzeszonych w Porozumieniu Zielonogórskim była nieczynna.
W środę premier Ewa Kopacz ma poinformować, co zrealizowała oraz nad czym obecnie pracuje rząd. 9 stycznia minie sto dni od momentu wygłoszenia przez nią expose.