W Polsce jest około 38 tys. pacjentów z astmą ciężką. Nadzieją dla nich jest leczenie biologiczne, jednak korzysta z niego tylko 7 proc. chorych (średnia unijna to 15 proc.). Możliwość poszerzenia dostępu do tej formy terapii była przedmiotem dyskusji podczas konferencji „Leczenie astmy ciężkiej w Polsce. Gdzie jesteśmy, a gdzie chcemy być?”, która odbyła się w Hotel Polonia Palace w Warszawie.
Uczestnicy konferencji dyskutowali o tym, jak poprawić jakość życia pacjentów z astmą ciężką, a także o roli wczesnej diagnostyki w leczeniu astmy oraz wyzwaniach i rozwiązaniach w edukacji pacjentów i lekarzy.
Prof. Maciej Kupczyk z Kliniki Chorób Wewnętrznych, Astmy i Alergii UM w Łodzi, prezydent Polskiego Towarzystwa Alergologicznego przedstawił korzyści zdrowotne i społeczne z leczenia biologicznego w astmie ciężkiej w porównaniu do terapii konwencjonalnej z zastosowaniem steroidów systemowych. „Pacjenci z astmą ciężką wymagają wysokich dawek leków wziewnych, a mimo to mają chorobę niekontrolowaną. Mają nieplanowe wizyty lekarskie, na SOR-ach, hospitalizacje. Koszty pośrednie to zwolnienia lekarskie, absencja w pracy. Wdrożenie optymalnego leczenia astmy ciężkiej jest opłacalne dla systemu” - mówił prof. Maciej Kupczyk. Podkreślał, że w Polsce jest duża grupa pacjentów z astmą ciężką, która nigdy nie była skierowana do specjalisty. Te osoby często nadmiernie polegają na sterydach systemowych, których przewlekłe stosowanie w okresie zaostrzenia choroby wiąże się z dużym obciążeniem dla pacjenta. I może prowadzić do powikłań jak: zwiększenie ryzyka żylnej choroby zakrzepowej, zatorowości płucnej, zapalenia płuc, osteoporozy, jaskry, zaćmy, otyłości, nadciśnienia tętniczego. To obciążenia nie tylko dla pacjenta, ale też dla systemu opieki zdrowotnej.
„Zależy nam, żeby rozpoznać chorobę i włączyć odpowiednie leczenie. Staramy się wyjść z prostymi przekazami do lekarzy-specjalistów, żeby potrafili wcześnie rozpoznać astmę trudną, niekontrolowaną, z częstymi zaostrzeniami” - tłumaczył prof. Maciej Kupczyk. Jego zdaniem już dwie wstawki sterydów systemowych w roku u pacjenta z astmą oskrzelową powinny być sygnałem alarmowym, że musi on być skierowany do specjalisty alergologa lub pulmonologa. Później ewentualnie do ośrodka referencyjnego, gdzie może skorzystać z leczenia biologicznego. Prof. Kupczyk dodał, że standardy Polskiego Towarzystwa Alergologicznego opisują dostępne dla pacjentów ścieżki leczenia biologicznego, wśród których są takie terapie jak mepolizumab, benralizumab, dupilumab i oczekiwany tezepelumab.
Według opinii prof. Kariny Jahnz-Różyk, krajowego konsultanta ds. alergologii, kierownika Kliniki Chorób Wewnętrznych, Pneumonologii, Alergologii i Immunologii Klinicznej WIM, program lekowy B.44 „Leczenie chorych z ciężką postacią astmy” jest dobrze ukierunkowany - problem leży gdzie indziej - w rozpoznaniu. „Nie potrzeba zmian w samym programie, tylko właściwego rozpoznania choroby. Zanim pacjent dotrze do ośrodka, błąka się po systemie. Wielkim problemem jest choćby odróżnienie astmy trudnej od ciężkiej” - mówiła prof. Karina Jahnz-Różyk.
Do jej gabinetu przychodzą pacjenci, u których choroba rozwinęła się i dokonała szkód, ponieważ wiele lat temu nie byli dobrze zdiagnozowani. „Pacjent był u lekarza piętnaście lat temu. Stosuje leki, które wzajemnie się wykluczają, nie potrafi się dobrze inhalować. Bo w przeszłości nie zaopiekowano się nim dobrze” - tłumaczy prof. Karina Jahnz-Różyk.
Według dr n. ekon. Michała Seweryna, prezesa EconMed Europe, wadą programu lekowego B.44 jest nadmierna biurokracja. „Lekarze przyznają, że biurokracja pochłania im najwięcej czasu. W Polsce zaburzony jest balans pomiędzy nadzorem a zaangażowaniem lekarzy w sprawy, które nie są bezpośrednio związane z opieką nad pacjentami. To wymaga zmian” - podkreślał Michał Seweryn. Jego zdaniem korzystnym rozwiązaniem byłoby dopuszczenie terapii domowej. „Wydawanie pacjentowi leku do domu wydaje się najkorzystniejsze z punktu widzenia systemowego. Choć jest tu pewien problem: z perspektywy pacjenta, który mieszka w dużym mieście, przyjazd po lek do ośrodka jest łatwy, jeśli ma przejechać 200 km z małej miejscowości - już nie” - tłumaczył Michał Seweryn.
Na problem niedostrzegania przez lekarzy „sygnałów alarmowych”, które daje astma ciężka, zwrócił uwagę dr n. med. Piotr Dąbrowiecki - przewodniczący Polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na Astmę, Alergię i POChP, Klinika Chorób Infekcyjnych i Alergologii WIM. „Większość lekarzy toleruje fakt, że pacjenci zbyt często sięgają po leki ratunkowe. A przecież biorąc je w nadmiarze, daje nam informację, że dzieje się z nim coś złego. Należy pamiętać, że każdy pacjent, któremu wypisujemy trzecie opakowanie leku ratunkowego, wymaga większej uwagi” - podkreślał Piotr Dąbrowiecki. W jego opinii problem mógłby rozwiązać projekt e-Recepta 2.0 Astma. „Dzięki temu rozwiązaniu lekarz otrzymuje z systemu informację, że pacjent, który przyszedł na wizytę, może mieć astmę ciężką i należałoby go skierować do specjalistycznego ośrodka leczenia” - tłumaczył Piotr Dąbrowiecki.
Katarzyna Kunert, rzeczniczka Fundacji Centrum Walki z Alergią, podkreślała, że w Polsce wciąż jest wielu chorych na astmę ciężką, którzy nie mają odpowiedniej opieki. „Chciałabym, żeby te osoby dowiedziały się, że leczenie biologiczne jest dostępne, skuteczne i ma spektakularne efekty. Chodzi nie tylko o dotkniętych chorobą, ale również ich bliskich” - mówiła Katarzyna Kunert.
Podczas konferencji o swoich problemach opowiedział Krzysztof Szyperek, od trzydziestu lat chory na astmę ciężką. „Sterydy zmieniły mnie fizycznie i rozwaliły psychicznie. Lek ratunkowy był ze mną zawsze, także w nocy przy łóżku. W każdym pomieszczeniu miałem nebulizator. To nie jest tylko moja choroba, ale także mojej mamy, siostry i całej rodziny” - mówił Krzysztof Szyperek. Jego życie zmieniło się, gdy zdecydował się na terapię biologiczną. „Teraz jest inaczej. Nie biorę już sterydów. Leki biologiczne pozwalają mi odzyskać wiarę w życie. Szkoda, że nie urodziłem się piętnaście lat wcześniej, bo miałbym dostęp do tego leczenia” - mówił Krzysztof Szyperek. I dodał: „Dziś nie wziąłem ze sobą inhalatora, nie wiem nawet, gdzie jest”.