– Mój syn skończył studia. Magister inżynier budownictwa, pracuje za najniższą krajową. A mieszkanie półtora tysiąca kosztuje. Z czego on ma żyć? – pytał wyborca Małgorzatę Kidawę-Błońską na jej spotkaniu z mieszkańcami Sępólna Krajeńskiego. Kandydatka Platformy Obywatelskiej na prezydenta przyznała, że płace w Polsce bywają za niskie w stosunku do pracy, którą się wykonuje. Po czym poradziła, żeby promować... tych, którzy pracują.
– Żeby nie ojca emerytura, mój syn by dawno poszedł z torbami. Co zrobić? Za granicę wyjechać? – dopytywał Kidawę-Błońską mieszkaniec Sępólna.
– To prawda, rzeczywiście w Polsce nasze zarobki w stosunku do pracy, jaką Polacy wykonują, nie są najwyższe. Dlatego trzeba promować ludzi, którzy pracują, którzy chcą pracować, żeby wiedzieli, że kiedy pracują, ich życie będzie wyglądało lepiej – poradziła kandydatka PO na prezydenta.
– W tej chwili młodzi ludzie są często zniechęcani do tego; ciężko pracują, mają wykształcenie, a inne osoby nie pracują i dostają takie same pieniądze. Zrobiono błąd – stwierdziła Małgorzata Kidawa-Błońska, nie precyzując, co ma na myśli.
Skrytykowała też pomysł wprowadzenia płacy minimalnej. – To nie jest dobre rozwiązanie. Jest niekorzystne dla tych, którzy zatrudniają i dla tych, którzy pracują. Już teraz słyszę, że osoby pracujące kilkanaście lat, które się pną w górę w swej karierze zawodowej, nagle wracają do tego samego punktu, co te osoby, które przychodzą [do pracy] dzisiaj i dostają tę płacę minimalną – stwierdziła Kidawa-Błońska.
– Trzeba stworzyć taki system, żeby ludzie, którzy pracują, byli premiowani – uważa kandydatka PO na prezydenta.