"Kler" opowiada o trzech księżach, których losy splotły się kilka lat wcześniej, podczas wypadku, który cudem przeżyli. Teraz w rocznicę katastrofy duchowni spotykają się, by uczcić fakt swojego ocalenia – tak wygląda streszczenie filmu wg filmowca Wojciecha Smarzowskiego. Jednak wiadomo, że jest to film, który tak jak „Drogówka”, tym razem ma obnażyć patologię w Kościele Katolickim, naświetlić problem środowiska... Tak ogólnie można powiedzieć o tym filmie. ALBO INACZEJ, ABY ZAROBIĆ I ABY FILM ZYSKAŁ SŁAWĘ, „FILMOWCY” POSTANOWILI ZEBRAĆ CAŁY SWÓJ JAD I WYPLUĆ GO! W ZAMIAN ZGARNĄĆ KASĘ! - pisze Paweł Zatsrzeżyński.
Uogólnienie to jedno z pierwszych zagadnień, które zaraz na początku młody reżyser musi zrozumieć. Ogólnie w kinie to można zanudzić, a interesujące jest docieranie do sedna. To ćwiczenie jest na jednym z egzaminów wstępnych na reżyserię. Paradoksalnie ten zabieg jest spójny z personalizmem, którego naszym ostatnim nauczycielem był Jan Paweł II. Czyli losy świata zależą od moich i twoich uczynków, czyli znaczenie ma to co robi pan Smarzowski, bo z tego będzie rozliczany, a nie co robią wszyscy księża. Bo docelowo nie ma odpowiedzialności zbiorowej, każdy odpowiada sam za siebie. W tej przestrzeni można tylko doszukać się czegoś ciekawego, a docelowo najciekawszego pierwiastka czyli prawdy.
Dlatego tak duży nacisk kładzie się na to, aby reżyser zanim przystąpi do pracy nad filmem fabularnym, zrobił kilka dokumentów.
Tu przy filmie Wojciecha Smarzowskiego, nie wnikając w całą otoczkę związaną z tematem, można zaobserwować ten szkolny błąd uogólnienia. Owszem, jest próba skoncentrowania się na jakiś tam losach, ale przekaz jest jasno postawiony. Księża to pedofile i łasi na pieniądze pijacy. Filmowcy nie zagłębiają się w problem, a bazują na powierzchownej „piance”, która powstała i jest powtarzana do znudzenia przez media.
A gdyby tak odwrócić sytuację i powiedzieć, że wszyscy filmowcy to gwałciciele, pijacy, narkomani, pedofile, kombinatorzy i łasi na sławę oszuści, którzy gotowi są na każde świństwo. Na wszystkie te epitety natychmiast znajdą się dowody, np.: Harvey Weinstein, Borys Szyc, Roman Polański… I skoro Wojciech Smarzowski jest filmowcem, to przynależą się mu te wszystkie przywary? NIC BARDZIEJ BŁĘDNEGO!
Jednak to uogólnienie dotyczące „KLERU” wyrządza olbrzymią szkodę, ale nie ludziom wierzącym, a tym bezpośrednio zaangażowanym w ten film i tym, co przyjmą go jako objawioną prawdę. A może to przyjść łatwo, bo mechanizm zasłaniania swoich słabości cudzymi jest bardzo ostatnio popularny.
Tu na uwagę zasługuje jeszcze rola Janusza Gajosa, kiedyś Janka z Czterech Pancernych. Może warto przypomnieć, że to już schyłek kariery i warto by poza kunsztem aktorskim zadbać o coś więcej niż tu na ziemi. Bo w niebie nie dadzą się pewnie nabrać na te triki, że RUDY jest na 102 i zwycięży bramy piekielne.
Tu jest właśnie problem tego filmu, że docelowo każdy z tych filmowców i tych co wyjdą z kina kiedyś będą potrzebowali kapłana aby pobłogosławił, rozgrzeszył i w ten sposób umożliwił wejście do Nieba. A co jak okaże się, że jego grzeszność weźmie górę i postanowi się „zemścić”?
Ten scenariusz jest niemożliwy, ale to tak jak w tej przypowieści o pannach mądrych i głupich. Tu filmowcy jednoznacznie ustawili się w szeregu z tymi głupimi.
Jednak to wcale nie dziwi, robią to zaślepieni sukcesem!